Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Komputer dla inteligentnych

Od pierwszych chwil gdy komputery wyszły z zaczarowanego kręgu ośrodków obliczeniowych i stanęły na biurkach użytkowników — co na szerszą skalę nastąpiło w połowie lat 1980-tych — informatycy zabrali się za pisanie podręczników dla powszechnego odbiorcy. Powodowani charakterystyczną dla nich zawodową pychą uznali swoich przyszłych czytelników za beznadziejnych idiotów, a także ze ludzi leniwych i pozbawionych ambicji.  Było to szczególnie widoczne na księgarskim rynku USA gdzie zaczęły się pojawiać książki takie jak „The Complete Idiot’s Guide to Microsoft Word 97” lub „The Complete Idiot’s Guide to Excel”  które następnie trafiały na rynek polski w serii „ ... nie tylko dla orłów” . Tymczasem to raczej autorzy tych książek zasługiwaliby na miano „mądrych inaczej” i to nie tylko w zakresie sztuki pisania podręczników, ale też — niestety nazbyt często — samej informatyki.

Ta pożałowania godna sytuacja doprowadziła do zjawiska nieznanego w innych dziedzinach nauki i techniki. Zaczęły powstawać podręczniki posługiwania się dość złożonymi obiektami technicznymi, takimi jak edytory tekstów, arkusze kalkulacyjne, systemy baz danych, systemy prezentacyjne, systemy zarządzania treścią witryn internetowych itp., napisane językiem pozbawionym praktycznie jakiegokolwiek specyficznego aparatu pojęciowego.

Czy można wyobrazić sobie podręcznik prowadzenia samochodu napisany dla czytelnika nie mającego pojęcia o podstawach fizyki i techniki? Oczywiście musiałby on zaczynać się od choćby najkrótszego wprowadzenia w te właśnie podstawy. Niestety autorzy podręczników z zakresu systemów komputerowych nie wpadli na ten pomysł. Pisali i piszą swoje podręczniki gazetową prozą, co prowadzi do tekstów równie długich co nieczytelnych. Dla przykładu, dalece niekompletne podręczniki Word 97 i Excel 97 zawierają po 950 stron każdy, a napisane są językiem tak dziecinnym, że dotarcie do tego co w nich istotne zajmuje tygodnie. Dlaczego tak jest, staram się wyjaśnić na stronie Geniusze i idioci.

Nieprofesjonalny styl podręczników znajduje też potwierdzenie w ich tytułach obiecujących opanowanie potrzebnej czytelnikowi wiedzy „w 24 godziny”, „bez łez i potu”, „łatwiej niż myślisz” itp. Czy ktoś mógłby wyobrazić sobie podręcznik „Nawigacja samolotem w 12 łatwych lekcjach” lub „Pediatria dla opornych”, albo „Mechanika dla idiotów”? Tymczasem witryny księgarń informatycznych pełne są tytułów w tym właśnie stylu. W skutek tej sytuacji olbrzymia większość użytkowników systemów informatycznych nie wykorzystuje więcej jak jeden procent narzędzi oferowanych przez te systemy. Żyje przy tym w przekonaniu, że opanowanie kilku dalszych procent przekracza ich możliwości intelektualne. Nie wiedząc czego nie wie, korzysta z komputera, jak właściciel samochodu, który nabył swój pojazd jedynie po to, aby słuchać zamontowanego w nim radia. Niestety cała wina za tę sytuację leży po stronie informatyków.

Aby przekonać siebie i innych, że mam rację, postanowiłem podjąć próbę napisania podręcznika komputerowej edycji dokumentów dla czytelnika takiego jakim on jest w rzeczywistości, a więc inteligentnego. Każdy bowiem, kto w ogóle ma potrzebę tworzenia dokumentów, jest dostatecznie wykształcony i inteligentny, aby nie trzeba było mówić do niego językiem dziecka i prowadzić jego rękę po klawiaturze przy kompletnie wyłączonej pracy mózgu. Więcej o tym podręczniku na stronie Komputerowa edycja dokumentów, gdzie też można podręcznik pobrać.

Opanowanie konkretnego systemu komputerowego takiego jak Word, Excel, Joomla! czy Java ma bliskie analogie z nauką języka.  W rzeczywistości jest to nauka języka poleceń jakie człowiek wydaje komputerowi. Zastanówmy się jakie wnioski można wyciągnąć z tej obserwacji.

Są dwie odmienne sytuacje, w których uczymy się języka — nauka języka ojczystego i nauka języka obcego. W pierwszym przypadku przyswajamy przede wszystkim pojęcia. Szkolne lekcje języka polskiego to jedynie część tej nauki. Języka ojczystego uczymy się też na lekcjach matematyki, fizyki, biologii, historii, gimnastyki i rysunków. Uczymy się co oznacza „pierwiastek kwadratowy”, „napięcie prądu”, „stawonogi” itp. Znajomość tych pojęć i słów składa się na naszą znajomość języka ojczystego. Nauka tego języka to nie nauka słówek. To przede wszystkim nauka pojęć będących znaczeniami słów. To nauka pewnej uniwersalnej wiedzy, która nie zależy od tego w jakim języku ją zdobywamy. Wykształcony Polak, Francuz i Niemiec wiedzą to samo, mimo że wyrażają tę wiedzę w różnych językach.

Nauka systemów komputerowych powinna być w dużej mierze podobna do nauki języka ojczystego. Powinna być w pierwszym rzędzie nauką pojęć, a dopiero w drugim — nauką słów. Tymczasem większość podręczników uczy nas słów, poświęcając niewiele uwagi ich znaczeniu. Wielu też uczniów przyjmuje pasywny stosunek do tej nauki: „Ja niczego nie musze wiedzieć, powiedz mi tylko, które guziki naciskać i w jakiej kolejności.” No i podręczniki pełne są takich właśnie guzikologicznych przepisów:

  1. wybierz polecenie...
  2. naciśnij Ctrl+U
  3. upewnij się, że...
  4. kliknij w...

Aby lepiej pojąć absurdalność tej „metody” wyobraźmy sobie, że uczymy kogoś nawigacji morskiej stawiając go obok kapitana okrętu z zadaniem nauczenia się (najlepiej w kolejności alfabetycznej!) wszystkich poleceń jakie wydaje on marynarzom.

Zatem pierwszy apel jaki należy skierować do nauczycieli informatyki stosowanej brzmi:

W pierwszym rzędzie wyjaśnij istotę zadań,
jakie twoi uczniowie będą wykonywali
przy pomocy danego systemu komputerowego.
Guzikologii nauczą się oni przy okazji.

W nauczaniu systemów komputerowych można też i należy wykorzystać doświadczenia zdobyte przy nauczaniu języków obcych, dzięki którym dziś tych języków uczymy kilkukrotnie szybciej niż dawniej. Otóż normalnie rozwinięty język etniczny (a więc polski, francuski, angielski,...) zawiera ponad 100.000 słów. Jednak, aby takim językiem posługiwać się sprawnie w typowych codziennych sytuacjach, wystarczy znajomość zaledwie 1.500 słów. Rzecz w tym, że nie dowolnych, ale najczęściej używanych. Dziś dla większości rozwiniętych języków świata wiemy, które słowa należą do tej czołówki, możemy więc tworzyć bardzo efektywne programy nauczania. Kiedyś wtłaczano do głowy znacznie więcej słów, aby objąć i te najpotrzebniejsze. Drugi wniosek z naszych rozważań jest więc następujący:

Nie ucz od razu wszystkiego.
Zacznij od tego co najpotrzebniejsze.

Tyle ogólnych obserwacji na początek. Aby zilustrować je w nieco swobodniejszym tonie, na stronie Podręcznik inaczej przytaczam pewną niezupełnie zmyśloną historyjkę.