Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Ryszard Petru, Koniec wolnego rynku? Geneza kryzysu, Narodowe Centrum Kultury 2014

Kogo interesuje geneza ostatniego kryzysu finansowego świata powinien tę książkę przeczytać. Oto co — w wielkim skrócie — udało mi się zrozumieć po jej lekturze w połączeniu z tym, co wiedziałem się już nieco wcześniej.

Na początku obecnego stulecia po pęknięciu tzw. bańki internetowej i atakach z 11 września 2001 roku świat stanął w obliczu recesji. W obawie przed nią amerykański bank centralny w latach 2001-2004 obniżał stopy procentowe, aż do poziomu 1 proc. To spowodowało zainteresowanie inwestorów nieruchomościami, kruszcami i surowcami. Dodatkowo rząd amerykański rozpoczął lansowanie idei „każdy Amerykanin właścicielem własnego domu”. Ta polityka miała nie tylko napędzać gospodarkę, ale też zwiększyć zdolność kredytobrania amerykańskich obywateli. W konsekwencji jednak zwiększało się ich zadłużenie, co zresztą nie było trudne, gdyż rząd rozpoczął wspieranie dwóch agencji — Freddie Mac i Fannie Mac — zajmujących się finansowaniem rynku mieszkaniowego. Ci, którzy kupowali domy, zaciągali kredyty na ich nabycie, a ci, którzy mieli je już spłacone — na konsumpcję. Nadmiar taniego pieniądza z czasem zaczął powodować poszukiwanie instrumentów finansowych zapewniających stopy zwrotu wyższe niż bankowe. I tak zaczęły powstawać instrumenty pochodne, których wartość brała się głównie stąd, że można je było sprzedać drożej, niż się kupiło.

Ta sytuacja do złudzenia przypomina bańkę spekulacyjną w Holandii związaną z handlem cebulkami tulipanów w XVII wieku. Przez kilka lat cebulki te osiągały ceny zupełnie oderwane od rynkowej wartości kwiatów. Na przykład w 1635 r. odnotowano sprzedaż 40 cebulek za 100 tys. guldenów co stanowiło równowartość 1000 ton masła. W 1637 roku doszło do pęknięcia bańki i w konsekwencji masowych bankructw. W najgorszej sytuacji byli ci, którzy na zakup cebulek pozaciągali kredyty.

Podobnie było w Stanach Zjednoczonych, a nieco później już praktycznie na całym świecie, bo globalizacja gospodarek powodowała rozlewanie się spekulacyjnej bańki daleko poza USA. Obywatele, firmy, banki a nawet rządy, zaczęły lokować pieniądze w wysoce rentowne instrumenty o wartości nie powiązanej z realnym rynkiem dóbr. Rosły sztucznie nadmuchiwane fortuny, a łączna wartość aktywów związanych z instrumentami pochodnymi dziesięciokrotnie przekraczała wartość światowego PKB. W tej sytuacji w obawie przed inflacją szef FED, Alan Greenspan, rozpoczął podnoszenie stóp procentowych, które ostatecznie osiągnęły poziom 5 proc. Dla ludzi, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne na 1 proc., oznaczało to najczęściej niewypłacalność. Banki przejmowały ich domy i natychmiast wystawiały je na sprzedaż, co powodowało spadek cen nieruchomości. W konsekwencji te same banki żądały od kredytobiorców dodatkowych zabezpieczeń. Kto ich nie miał — tracił dom, a to znów zwiększało podaż nieruchomości i kolejny spadek ich cen. Do tej spirali dołączyło się pęknięcie bańki instrument pochodnych, no i tak zaczął się kryzys. 15 września 2008 r. bankructwo ogłosił bank Lehman Brothers, który bardzo wiele środków zainwestował w instrumenty pochodne związane z rynkiem nieruchomości. Gdy ich wartość zaczęła spadać, rozpoczął ich gwałtowną wyprzedawać, co jednak tyko pogarszało jego sytuację.

Jak to więc stało się, że Polska wyszła z tego kryzysu w miarę obronną ręką. Zdaniem Petru złożyły się na to trzy czynniki:

  1. osłabił się kurs złotego, co wpłynęło pozytywnie na wynik eksportu i jednocześnie ograniczyło import,
  2. zadziałały wcześniej zaplanowane obniżki składek i podatków,
  3. nastąpił wzrost inwestycji publicznych (finansowanych w dużej mierze ze środków unijnych, przyp. mój).

Tak więc — zdaniem Ryszarda Petru — „sukces polskiej ‘zielonej wyspy’ nie wynikał z przygotowanego i zrealizowanego planu.”

To wszystko, co napisałem powyżej, to oczywiście obraz bardzo przeze mnie uproszczony. Kto więc chce dowiedzieć się więcej — a przede wszystkim więcej zrozumieć — niech sięgnie po książkę. Znajdzie w niej dwie warstwy wiedzy różniące się stopniem zaawansowania. Jedna, przeznaczona dla szerokiego grona czytelników i druga — złożoną inną czcionką — dla tych, których interesują mechanizmy, szczegóły i fakty. Ci ostatni znajdą wyjaśnienia zjawisk, a także sporo materiału liczbowego gęsto ilustrowanego wykresami.