Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Znaczenie firm rodzinnych w gospodarce polskiej

Wystąpienie na konferencji "Społeczne i Gospodarcze Znaczenie Firm Rodzinnych"

zorganizowanej w ramach Forum Debaty Publicznej — inicjatywy Prezydenta RP,

Pałac Prezydenta RP, 13 listopada 2013

Szanowny Panie Prezydencie,
Panie i Panowie,

W pierwszym rzędzie chciałbym bardzo podziękować Panu Prezydentowi za zaproszenie nas, firm rodzinnych, na dzisiejszą konferencję. Widzimy w tym dowód rosnącego w świecie polityki postrzegania firm rodzinnych jako ważnego sektora gospodarki i liczącej się grupy społecznej. A przecież nie zawsze tak było. Jeszcze dziesięć lat temu, nawet my — rodzinni przedsiębiorcy — nie mieliśmy poczucia swojej odrębności i swojej pozycji.

Gdy w 2006 roku zostałem zaproszony na konferencję firm rodzinnych do szkoły Krzysztofa Pawłowskiego w Nowym Sączu, wymówiłem się brakiem czasu. Prowadząc firmę rodzinną z ponad stuletnią historią nie miałem świadomości, że taką firmą zarządza się inaczej niż firmą nierodzinną, a także że firmy rodzinne to blisko 80% wszystkich polskich firm, dające ponad 40% wkładu w PKB i generujące ponad 50% miejsc pracy.

Jednakże już dwa lata później założyliśmy nasze stowarzyszenie — Inicjatywę Firm Rodzinnych — stawiając sobie za główny cel integrowanie środowiska firm rodzinnych i wspieranie ich rozwoju, a w 2009 roku przystąpiliśmy do projektu „Firmy Rodzinne”, który realizowaliśmy w partnerstwie z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości. To w dużej mierze dzięki temu projektowi udało się nam zbudować silną i rosnącą organizację, a także wprowadzić pojęcie firmy rodzinnej do dyskursu publicznego. Dziś, gdy rozpoczynamy projekt „Firmy Rodzinne 2”, również w partnerstwie z PARP, ale też i ze Szkołą Wyższą Psychologii Społecznej oraz firmą Pro Design, pragnę z tego miejsca złożyć szczególnie gorące podziękowanie na ręce prezesa PARP pani Bożeny Lublińskiej-Kasprzak, za wkład kierowanej przez nią organizacji w budowanie pozycji firm rodzinnych w Polsce. A oto, co wiemy dziś o polskich firmach rodzinnych:

Jak pokazały przeprowadzone kilka lat temu badania, europejskie firmy rodzinne mają większą od innych zdolność przetrwania w trudnych czasach, a w szczególności opierania się kryzysom. I oczywiście dotyczy to również polskich firm rodzinnych. Ta szczególna odporność bierze się przede wszystkim z poczucie odpowiedzialności wobec pokoleń, które przyjdą po nas, a w firmach wielopokoleniowych dodatkowo wobec tych, które firmę tworzyły. Gdy więc przychodzi trudny okres, właściciele zastawiają własny majątek i pracują po dwanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu by firma nie przestała istnieć.

Do szczególnie mocnych stron firm rodzinnych należy też zaliczyć długi okres planowania strategicznego. Podczas gdy w firmie nierodzinnej horyzont planowania to zwykle kadencja zarządu, która trwa od bilansu do bilansu, w firmach rodzinnych to okres jednego pokolenia, a więc 20 do 30 lat. Z tego punktu widzenia rolę firm rodzinnych w gospodarce można porównać do roli rodzin w społeczeństwie. O ile zadaniem rodziny jest przygotowanie nowego pokolenia do życia w społeczeństwie, o tyle zadaniem firmy rodzinnej jest przygotowanie nowego pokolenia właścicieli i pracowników firmy do pracy na jej rzecz i dla dobra kraju.

Z tego właśnie powodu w firmach rodzinnych upatruje się dziś — i to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie — źródła złagodzenia problemu rosnącej liczby emerytów w stosunku do malejącej liczby pracujących. Czasy stworzonej przez Bismarka formuły solidarności międzypokoleniowej funkcjonującej dziś jako systemy emerytalne odchodzą do historii. Dziś w Polsce odsetek osób w wieku emerytalny wynosi 14%, co już stwarza dobrze znane problemy z krótką emerytalną kołdrą, a jak wskazują prognozy w roku 2050 wyniesie aż 33%. W tej sytuacji najpewniejszą inwestycją w nasze emerytury jest inwestycja we własne dzieci, bo cudzych może być za mało, by nas utrzymać. Jeżeli na dodatek zapewnimy dzieciom miejsca pracy w firmie rodzinnej, to szanse na naszą emeryturę wielokrotnie rosną.

Ta szczególna rola firm rodzinnych sprawia, że naczelnym zadaniem ich zarządów nie jest generowanie zysku, ale doprowadzenie firmy do sukcesji na rzecz kolejnego pokolenia. Zysk nie przestaje być koniecznością, bo bez zysku firma umiera, ale jego maksymalizacja nie musi być celem istnienia firmy. I prawdę mówiąc nawet nie powinna, bo to obniża szanse firmy na przetrwanie, czego dowody boleśnie odczuł świat w czasie ostatniego kryzysu. Człowiek, aby żyć, musi jeść, ale dla kogo jedzenie staje się celem życia, zwykle żyje krócej. Z firmami jest podobnie.

Jak więc zarządzać firmą rodzinną, aby zapewnić jej trwanie? Prawdę mówiąc, jest tylko jeden sposób. Firma musi być potrzebna wszystkim jej interesariuszom: klientom, pracownikom, kontrahentom, społeczeństwu i oczywiście jej właścicielom. Dla tych wszystkich interesariuszy musi tworzyć pożytki: dla klientów — dobry produkt, dla pracowników dobre — miejsca pracy, dla kontrahentów — dobre trwałe kontrakty, dla społeczeństwa — stabilne zasilanie podatkami skarbu państwa, choć oczywiście nie tylko, a dla właścicieli — zysk.

To stwarza odrębną perspektywę na paradygmat zarządzania firmą. Na pierwsze miejsce wysuwają się wartości i budowany na nich etos dobrej i społecznie użytecznej pracy. Etos nie opisany w wiszących na ścianach kodeksach etycznych, ale budowany na tym co jest w nas na co dzień, o czym się nie mówi, ale czym się żyje. Zresztą dziś również firmy nierodzinne, a w tym niektóre giełdowe korporacje, poczynają rozumieć, że to właśnie ten etos, a nie agresywny marketing, są podstawą trwałego rozwoju firmy. Świadczą o tym zarówno znane od wielu lat badania Instytutu  Gallupa, jak i niedawne wyniki związane z indeksem giełdowym HIP (Human Impact and Profit) opisane w wydanej w Polsce książce Paula Hermana „Inwestowanie dla zysku i wartości społecznych”, Wolters Kluwer Polska, Warszawa 2013.

Ostatnia rzecz, o której należy wspomnieć w kontekście firm rodzinnych, to problem bezrobocia. Często słyszy się opinię, że rozwiązaniem tego problemu mogą być inwestycje dużych zagranicznych korporacji. To jednak nieprawda. Inwestycje zagraniczne są dla Polski bardzo ważne, bo wiążą naszą gospodarkę z gospodarką światową, a także wnoszą wiele innowacyjności. Jednakże 4,5 tys. dużych firm (bo tyle ich jest) nie stworzy 2 mln miejsc pracy. Ale 1,5 mln firm rodzinnych może to zrobić. Potrzebuje tylko warunków do rozwoju. I nie chodzi tu o żadne ulgi dla firm rodzinnych, ale o podniesienie poziomu wolności gospodarczej dla wszystkich firm, wolności mierzonej choćby indeksem Instytutu Frasera w Vancouverze. To jest właśnie zadanie dla polityków. Resztę zrobimy my — polscy rodzinni przedsiębiorcy.