Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Sejlsforsy źle performują

Byłem kiedyś świadkiem, jak członkowie rady nadzorczej pewnej bardzo dużej polskiej (tak, polskiej!) firmy mówili do siebie tak: "nasze sejlsforsy źle performują, bo nie są sfokusowane na masmarkecie". Wszyscy siedzieli w eleganckich garniturach (panie w garsonkach) w eleganckiej sali konferencyjnej, a zachowywali się jak człowiek, który z własnego mieszkania uczynił śmietnik. Bo nawet nie starali się swoich językowych śmieci wywieźć do lasu. Ba — byli z nich dumni, bo przekonani, że świadczą one o ich znajomości języka obcego.

Dziś wszyscy wiemy — no może jeszcze nie wszyscy, ale to się zmienia — że nie należy zanieczyszczać gleby, wody i powietrza, bo to jest środowisko, w którym żyjemy. Że nie należy wywozić śmieci do lasu, ani zostawiać tam puszek po piwie. Dbałość o środowisko uczyniliśmy jedną z ważnych cnót obywatelskich. A jeszcze na początku XX wieku dymiące kominy fabryczne były oznaką nowoczesności i postępu. Dziś są oznaką zacofania.

Popatrzmy teraz na język ojczysty jako na środowisko, w którym toczy się nasze życie codzienne, zawodowe, duchowe. Popatrzmy jako na narzędzie porozumiewania się ludzi, porozumiewania się nie tylko w sensie wymiany informacji, ale też i budowania relacji. Jeżeli tak popatrzymy na język, to warto zadać sobie pytanie, jaki powinien on być, aby spełniał swoje zadanie.

W funkcji komunikacyjnej, powinien być jednakowo zrozumiały dla wszystkich jego użytkowników, co m.in. oznacza, że nie powinien być przeładowany neologizmami, szczególnie tam, gdzie nie są one potrzebne. Przecież zamiast powiedzieć: "nasze sejlsforsy źle performują, bo nie są sfokusowane na masmarkecie" można powiedzieć, że "nasi sprzedawcy osiągają złe wyniki, bo nie skupiają się na rynku masowym".

W funkcji społecznej, budowania relacji, język powinien też być przyjazny, a więc między innymi pozbawiony wulgaryzmów. Oczywiście wulgaryzmy mają w języku swoją rolę. Ich rola pierwotna, to wyrażanie agresji, a agresja, to forma obrony przed atakiem. To taka kość mamuta, którą neandertalczyk bronił się przed wilkami. Czy jednak agresja powinna być naszą dominującą emocją, naszym dominującym stylem językowym? Czy powinna być stylem porozumiewania się ludzi?

Wulgaryzmy służą też niekiedy ubarwianiu wypowiedzi. Niestety coraz częściej ubarwiają one tak, jak bazgroły (niesłusznie zwane „graffiti”) na ścianach domów i na wagonach podmiejskich linii kolejowych. Słyszałem kiedyś jak toczyła się rozmowa w grupie młodych kobiet i mężczyzn w restauracji. Wszyscy robili wrażenie wykształconych, pracujących w dobrych firmach, a mówili do siebie tak: „Byłem wczoraj k… w kinie. Ale zajebisty film! Ja p…”. Czy oni chcieli być agresywni? Nie. Przyszli miło spędzić czas. A zachowywali się jak dzikusy na wycieczce w lesie, którzy pozostawiają po sobie sterty śmieci. Myślę też, że ci młodzi ludzie śmieci w lesie by nie zostawili. To już wiedzieli. Tego by się wstydzili.