Ktoś mądry powiedział, że człowiek bogaty to ten, kto cieszy się tym, co ma, a szczęśliwy — kto cieszy się z tego jaki jest.
Każdy człowiek chce być szczęśliwy i większość ma na to szansę, jednak nie każdy wie, jak tę szansę wykorzystać. Jedni nie wiedzą w jakim kierunku podążać, innym wydaje się, że kierunek znają, ale ich cel jakoś się nie przybliża. Ci są rozgoryczeni i odpowiedzialnością za brak sukcesu obarczają otaczający ich świat.
Nad zjawiskiem szczęścia zastanawiali się już starożytni filozofowie, a to co nam pozostawili jest do dziś aktualne, bo szczęście człowiek buduje w sobie — dziś powiedzielibyśmy „w swoich neuronach”.
Starożytni wyróżniali dwa rodzaje szczęścia — szczęście hedonistyczne i szczęście eudajmonistyczne zwane dziś gratyfikacyjnym. Tego pierwszego doświadczamy w czasie działań, które sprawiają nam radość, tego drugiego — w wyniku działań przyczyniających się do budowania naszego poczucia wartości i godności własnej.
Szczęście hedonistyczne jest najczęściej związane z konsumpcją jakichś dóbr. Dobre wino i świeże figi spożywane w gaju oliwnym dostarczały starożytnym szczęścia hedonistycznego. Dziś jest podobnie, tyle że paleta dóbr konsumpcyjnych niepomiernie wzrosła. Wzrosła tak, że stanowi dla nas niewyczerpalny zasób, którego nigdy nie uda nam się do końca skonsumować. Dla jednych oznacza to, że źródło hedonistycznego szczęścia nigdy się nie wyczerpie, dla drugich — że ostatecznego szczęścia (mam wszystko) nie da się osiągnąć.
Szczęście hedonistyczne nie jest złe i należy się każdemu człowiekowi, ale jest ulotne. Trwa najczęściej jedynie tak długo, jak długo trwa wywołująca go konsumpcja. Winem i figami cieszymy się, gdy je spożywamy, nowym samochodem nieco dłużej, ale przecież nie przez całe życie. Szczęście hedonistyczne trwa, gdy konsumujemy jego źródło, a więc gdy to źródło niejako unicestwiamy. Na dodatek, jest to źródło zewnętrze wobec nas, co oznacza, że aby z niego skorzystać, musimy mieć do niego dostęp.
Szczęście gratyfikacyjne jest inne. Osiągamy je budując jego źródło, a ono syci nas bardzo długo, a nierzadko przez całe życie. Nie szukamy go też na zewnątrz, ale budujemy w sobie. Gdy zdobywamy wiedzę i umiejętności, budujemy poczucie wartości własnej. Gdy tworzymy trwałe pożytki dla innych, budujemy poczucie godności własnej, poczucie, że mamy powód, aby być z siebie dumnym. Nauczyciel buduje to szczęście kształtując swoich uczniów, lekarz — przywracając zdrowie pacjentom, przedsiębiorca — tworząc firmę przynoszącą trwałe pożytki wszystkim jej interesariuszom: klientom, pracownikom, dostawcom, państwu, społeczeństwu i właścicielom. Każde zachowanie, które przynosi pożytek innym, wzmacnia nasze źródło szczęścia, każde, które coś dobrego niszczy, niszczy to źródło. Nie wszyscy i nie zawsze mają jednak świadomość, że tak właśnie jest. Niektórzy też nierozumieją, że wybrana przez nich droga do szczęścia w rzeczywistości ich od tego celu oddala.
Gdzie więc szukać okazji do budowania źródeł naszego wewnętrznego szczęścia i jak te źródła tworzyć? Jest taka buddyjska przypowieść o człowieku, który pyta mędrca, gdzie jest droga do nieba. Właśnie na niej stoisz — brzmi odpowiedź. Ba! Ale w którą stronę iść?
W tej sprawie najważniejsza rada brzmi: buduj pozytywne, empatyczne, oparte na zaufaniu stosunki z otaczającymi cię ludźmi. Czy jest to zawsze możliwe? Czy ze wszystkimi możemy budować takie relacje? Czy ze wszystkimi powinniśmy? Czy potrafimy? Odpowiedź brzmi — pewnie nie ze wszystkimi i nie zawsze, ale to nie oznacza, że nigdy i z nikim. W rzeczywistości jest to możliwe częściej, niżby się wydawało. Trzeba tylko rozumieć, jak to jest ważne, i wiedzieć, jak się do tego zabrać.
Jak pokazały badania Instytutu Gallupa opisane w książce „Teraz odkryj swoje silne strony” autorstwa M. Buckinhama i D.O. Cliftona, sukces w życiu znacznie bardziej zależy od tzw. inteligencji emocjonalnej mierzonej umiejętnością budowania pozytywnych relacji z ludźmi, niż od inteligencji racjonalnej mierzonej tzw. ilorazem inteligencji (ang. IQ). Z tego badania wynika bardzo ważny wniosek: budując pozytywne relacje z ludźmi zwiększasz szanse nie tylko na tworzenie wewnętrznych źródeł szczęścia, ale też na osiąganie szczęścia konsumpcyjnego. Niestety często wiele robimy, a nierzadko też z pomocą innych, aby pozbawić się tych szans.
Jeżeli w życiu osobistym przyświeca nam zasada, że nikomu nie należy wierzyć, że najskuteczniejsza jest dominacja, że ludzie są z reguły źli, leniwi i nieuczciwi, to na osiągnięcie szczęścia mamy szanse niewielkie. Jednakże możemy to zmienić, bo nasze postawy zależą wyłącznie od nas.
Jest znacznie gorzej, gdy środowisko pracy zmusza nas do zachowań utrudniających budowanie dobrych relacji z ludźmi. A dzieje się tak choćby wtedy, gdy bierzmy udział we współzawodnictwie, które — choćby nie wiem jak „szlachetne” — zawsze powoduje, że konkurenta raczej chcemy pokonać niż wesprzeć. Dzieje się też tak, gdy firma przez system „motywatorów finansowych” skłania nas lub wręcz zmusza do działań nie do końca etycznych. I nie musi to od razu oznaczać, że klienta jawnie okradamy. Wystarczy, że nie do końca informujemy go o znanych nam wadach produktu, albo o takich jego cechach, których klient nie potrzebuje, choć za nie płaci. Dzieje się też tak, gdy systematycznie nie wywiązujemy się z naszych zobowiązań wobec pracowników, dostawców czy właścicieli firmy. Dzieje się, gdy nasza firma zanieczyszcza ziemię, wodę i powietrze lub niszczy środowisko społeczne, np. promując nieetyczne wzorce zachowania.
Choć nie zawsze możemy takim sytuacjom zaradzić, to znów zaryzykuję tezę, że jednak możemy częściej, niż nam się to wydaje. Nie zawsze też toksyczną pracę musimy od razu porzucać, bo zamiast tego możemy próbować ją zmienić, zaczynając od nas samych. W czasach PRL Jacek Fedorowicz głosił, że na pięć metrów wokół siebie eliminuje komunizm. Dziś na podobnej zasadzie możemy eliminować konformizm, brak zaufania, współzawodnictwo i nieuczciwość.
To oczywiście nie jest łatwe. W małych zespołach — choć też nie zawsze — może wystarczyć nasz dobry przykład, jednakże w dużych organizacjach, silnie zainfekowanych toksycznym zarządzaniem, będziemy musieli sięgnąć do pomocy specjalistów, a proces leczenia może potrwać kilka lat. Ale to zawsze się opłaci, bo w ten sposób wyeliminujemy większość kosztów marnotrawstwa takich jak czas poświęcony na spory i polityki personalne, wady w produktach powodujące konieczność ich wymiany bądź utratę rynku, niestarannie wykonywaną pracę, lewe zwolnienia lekarskie, częste spóźnienia i wiele innych. Bo jeżeli ludzie przychodzą do pracy z poczuciem, że tu mogą budować źródła swojego szczęścia, to pracują uczciwie i wydajnie, popełniają mniej błędów, dzielą się wiedzą i doświadczeniem (brak współzawodnictwa), są lojalni wobec firmy i myślą o jej perspektywicznym rozwoju. I wtedy też mają poczucie, że ich praca i ich życie mają sens.
Wiele osób zada w tym miejscu pytanie jak do takiej idylli doprowadzić i czy w ogóle jest to możliwe? Czy jest możliwe u nas w Polsce, w naszej branży, w naszej firmie? Na to pytanie (które nieraz już słyszałem) odpowiadam stanowczo — tak! Jest możliwe w każdym kraju, branży i firmie. Są na to dziesiątki tysięcy dowodów. Jednak nie jest to proste, gdyż w niczym nie przypomina wprowadzania nowej technologii, czy nowego standardu jakości, takiego jak np. ISO. Usunięcie z firmy toksycznych zachowań i wyeksponowanie jej silnych stron to niełatwa przemiana społeczna. Trzeba zmienić sposób patrzenia na ludzi, zmodyfikować struktury zarządcze i komunikacyjne, pozbyć się wielu fałszywych przekonań, choćby takich, że współzawodnictwo buduje, a za jakość trzeba płacić. Wiele na ten temat piszę w mojej książce (patrz Moja książka "Doktryna jakości"). Tam też proponuję, aby przemianę zacząć od postawienia pracownikom dwóch prostych pytań:
Praca nad tymi pytaniami, a w tym wspólne usuwanie barier, buduje zaangażowanie pracowników w doskonalenie firmy, a także wskazuje drogi tego doskonalenia.
I na koniec bardzo ważna uwaga. Jeżeli chcemy budować partnerstwo, nie mówmy o partnerstwie, ale się po partnersku zachowujmy. Jeżeli chcemy budować zaufanie, nie mówmy o zaufaniu, ale je okazujmy. Jeżeli chcemy mieć wysokie zyski, nie mówmy o nich, ale o oczekiwaniach klienta. Nie mówmy też, że to wszystko jest idealizm, na który nas nie stać, bo na poziomie czysto finansowym ten idealizm przynosi najlepszy z możliwych zwrot z inwestycji. Świadczą o tym i badania Instytutu Gallupa, które objęły dziesiątki tysięcy firm (patrz Dlaczego jedne firmy odnoszą sukces, a inne nie) i wyniki związane i amerykańskim indeksem giełdowym HIP (patrz R.P.Herman, J.Skylar, G.Keck, Inwestowanie dla zysku i korzyści społecznych, Wolters Kluwer Polska, Warszawa 2013) i setki tysięcy dobrze prosperujących firm, które ten „idealizm” wdrożyły.
Osoby, które chciałbym ideę pracy z sensem wdrożyć w swojej firmie lub organizacji zapraszam na konferencję Pracuj z Sensem.
Nazwa firmy: Andrzej Blikle Doradca
Nr telefonu: +48 607 456 918
e-adres: andrzej.blikle@moznainaczej.com.pl
NIP 525 12 84 084