Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Jak ja to widzę (skrót)

Ten tekst z niewielkimi skrótami ukazał się w tygodniku "Polityka" nr 5.2018 z 30 stycznia 2018. Moja pełna wypowiedź jest dostępna na niniejszej witrynie pod Jak ja to widzę.

W związku z artykułem red. J. Solskiej „Blikle już nie pączkuje” chciałbym uściślić fakty, dotyczące mojej kadencji 1990-2010. O okresie późniejszym niech mówią moi następcy.

W moim czasie firma urosła z cukierni na Nowym Świecie do 15 lokali w Warszawie oraz 8 placówek franczyzowych poza nią. Ten rozwój kosztował 1 mln $, a wszystkie zaciągnięte na niego kredyty zostały spłacone do 2006 r.

Sprzedaży rosła (poza 2002 i 2003) by na koniec wyrównać do ca. 25 mln zł. Do 2010 r. generowaliśmy około 1 mln zł gotówki rocznie na spłatę kredytów i niewielkie inwestycje. Zyski więc były niewielkie lub nie było ich wcale, jednak firma nie była zagrożona.

W r. 2010 r. agencja Young and Rubicon przyznała nam „Wyróżnienie Specjalne: A.Blikle — Kwitnąca Marka Rodzinna”. Jej wiceprezes M. Staniszewski napisał: … marka A. Blikle znajduje się w znakomitej kondycji zgodnie z najnowszymi danymi BrandAsset Valuator 2010. Bardzo dobrze wygląda filar „szacunek” — marka bardzo wysoko oceniana jest pod względem jakości.

W latach 1990-2007 trzykrotnie zmieniliśmy pracownię produkcyjną, by nadążyć za rosnącym popytem i normami UE.
Niektórzy z moich wspólników uważali, że ostatnia pracownia była zaplanowana „ponad stan”. Nie chciałem jednak redukować zespołu cukierników, a pozostawiając go musiałem o 100 proc. zwiększyć powierzchnię by spełnić standardy UE. Chciałem też zostawić synowi firmę , która dawałaby szansę na rozwój.

Od r. 1991 budowaliśmy sieć franczyzy. Nie mając doświadczenia popełnialiśmy błędy, ale franczyza dawała nam 20% sprzedaży, był to więc ważny filar naszej zyskowności.

Niektórzy zarzucali mi, że było zbyt wielu dyrektorów. Nie uważam tego za błąd. Z tym wspaniałym zespołem budowaliśmy nowoczesną organizację. Tak rozumiałem partycypację.

Dziś niektórych z moich decyzji pewnie bym nie podjął, np. nie rozwijałbym tak sieci warszawskiej, bo nasze cukiernie zaczęły odbierać sobie klientów. No cóż — mądry Polak po szkodzie.