Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Jerzy Blikle, Pamiętnik niedzielnego poety, Sport i Turystyka, Warszawa 1978

Książka znajduje się w ciągłej sprzedaży (również wysyłkowej on-line) w księgarni Domu Spotkań z Historią w Warszawie przy ul. Karowej 20, tel + 48 22 255-05-02, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Cały przychód osiągnięty przeze mnie ze sprzedaży książki będę na bieżąco przekazywać na pomoc walczącej Ukrainie za pośrednictwem fundacji Prometeusz.

Tomik wierszy jest bogato ilustrowany zdjęciami z lat 1960-70 i wcześniejszych oraz grafikami m.in. Mai Berezowskiej, Anieli Blikle, Eryka Lipińskiego, Macieja Nowickiego, Tomasza Padlewskiego, Feliksa Topolskiego, Antoniego Uniechowskiego i Małgorzaty Wróblewskiej-Blikle.

W dniu 14 lutego 1979 roku ukazał się w katolickim dzienniku „Słowo Powszechne” artykuł pióra Renaty Popkowicz-Tajchert pt. „Cukiernicy o duszach artystów”, w którym mogliśmy przeczytać:

"Mam przed sobą interesującą, bardzo pięknie wydaną książkę zatytułowaną „Pamiętnik niedzielnego poety”. Zawiera ona zbiór wierszy, które wprawdzie nie roszczą sobie praw do tzw. wielkiej poezji, ale urzekają niezwykle osobistym tonem, dowcipnymi, czasem nawet złośliwymi spostrzeżeniami, rzewną nutką sentymentalnych wyznań i tęsknot za tym, co  minione, serdecznymi inwokacjami do przyjaciół, znajomych, do najbliższej rodziny. Najcenniejsze w nich właśnie to, że powstały z potrzeby serca, na użytek własny, bądź jako niebanalny podarek dla osób obdarzonych przez autora sympatią. (…)

Czas wreszcie zdradzić nazwisko autora — Jerzy Blikle. Ależ tak, oczywiście jest ono znane każdemu warszawiakowi (i nie tylko) i stanowi niemal synonim doskonałych pączków. Ponadto od przeszło stu lat związane jest tak nierozerwalnie z Warszawą, a konkretniej z Nowym Światem, że urosło już niemal do rangi symbolu naszego miasta.

Witryny i wnętrze sklepu przyciągają uwagę nie tylko wspaniałymi słodkościami, ale także rysunkami i wizerunkami opatrzonymi własnoręcznymi dedykacjami ludzi sztuki: pisarzy, malarzy, aktorów, muzyków, śpiewaków. (…) Nie jest to jednak nic nowego, bo tego rodzaju powiązania należą w rodzinie Bliklów już do tradycji."

Mój ojciec pisał wiersze od kiedy pamiętam, a więc od wczesnych lat 1950. Pisał je wieczorami, po pracy, w swoim piwnicznym kantorku, skąd zarządzał naszą rodzinną firmą. A później czytał je w czasie niedzielnych rodzinnych obiadów, nierzadko z udziałem zapraszanych przyjaciół.

Nasza rodzinna firma cukiernicza A.Blikle została założona w roku 1869 przez Antoniego Kazimierza Bliklego. Był on także współzałożycielem i jednym z pierwszych prezesów — wówczas nazywano ich „starszymi” — Cechu Cukierników. Po nim firmę objął jego syn Antoni Wiesław, ale zrobił to w dużej mierze pod presją ojca, bo studiował na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i chciał zostać artystą. Choć więc ostatecznie poświęcił się firmie, do końca życia pozostał wierny swoim artystycznym zamiłowaniom: malował, rzeźbił, uprawiał fotografikę i komponował.

Jego syn, a mój ojciec Jerzy Blikle, urodził się w roku 1906 i od najmłodszych lat firma była najważniejszym miejscem w jego życiu. W wieku 22 lat otrzymał od swojego, ciężko już chorego, ojca pełnomocnictwo do zarządzania przedsiębiorstwem, a w wierszu Firma tak pisał w pośmiertnym wspomnieniu o nim:

"Pamiętam com mu przyrzekł, gdy niosłem jego trumnę,
że Firma w naszym rodzie, nawet gdy ja też umrę,
na zawsze pozostanie — że jest to moim celem,
skąd wiedzieć wtedy mogłem, że jest to aż tak wiele."

Z perspektywy 55 lat, które minęły już od wydania „Pamiętnika”, na zawarte w nim wiersze można spojrzeć jako na pewne świadectwo odległej epoki widzianej oczami rzemieślnika-artysty, ale też i nieugiętego przedsiębiorcy. Przedsiębiorcy, który przeprowadził firmę przez trudne komunistyczne lata, by jego dzieło mogło być podjęte w roku 1990 przez czwarte i piąte pokolenie.

Gdy wybuchła II woja światowa mój ojciec, podporucznik rezerwy zwolniony ze służby wojskowej ze względów na przebytą malarię, zgłosił się na ochotnika do armii i walczył na froncie wschodnim. Później, po kapitulacji i zwolnieniu przez Wodza Naczelnego z przysięgi, wracał pieszo do Warszawy:

"Z trudem wlokąc po ziemi obolałe nogi,
omijałem miasta, jak i główne drogi,
brodziłem po rzekach, by nie spotkać Niemca,
i nie zmienić doli w wojennego jeńca."

Dziś, gdy na wschodzie znów trwa wojna, postanowiłem przywrócić pamiętnik ojca czytelnikom, a cały zebrany w ten sposób dochód przeznaczyć na pomoc walczącej Ukrainie, by jego młodzieńczy wojenny czyn znalazł i teraz swoją kontynuację. Uzyskane ze sprzedaży fundusze będę przekazywał fundacji Prometeusz, która wysyła do ukraińskich szpitali sprzęt i leki. Prowadzi ją mój przyjaciel Albert Czetwertyński, z którym znamy się od ponad siedemdziesięciu lat.