Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Profesor Andrzej Blikle, działacz KOD: Zaczynam bać się o KOD

Wywiad ukazał się 10 stycznia 2017 r. na portalu polityka.pl Zobacz

Widzę ogrom wykonywanej pracy, wiele rodzącej się nadziei i wiele dokonań. Ale dziś zaczynam się o to wszystko obawiać. Obawiam się, że zmarnujemy to, co już zostało zbudowane – mówi prof. Blikle.

Anna Dąbrowska: Media ujawniły, że firma Mateusza Kijowskiego i jego żony wystawiała KOD faktury – opiewające łącznie na sumę ponad 90 tys. zł. Skąd się pan dowiedział o tych fakturach?

Andrzej Blikle: O sprawie dowiedziałem się z mediów. Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, jednak nie dlatego, iżbym uznał, że Mateusz Kijowski zawiódł moje zaufanie, ale z powodu formy, w jakiej nieujawniające się chyba do tej pory osoby postanowiły całej sprawie nadać bieg publiczny.

Nieujawniające się osoby?

Nie wiem, kto poinformował media o tych fakturach. Bardzo mnie niepokoi, że zabrakło na ten temat rozmowy wewnątrz organizacji. W takich sytuacjach siada się do stołu, zgłasza problem i rozmawia. Można było opracować jakiś plan wyjścia z tej sytuacji, ogłoszenie publicznie tego, jak było z tymi fakturami za usługi informatyczne, i wytłumaczyć to naszym sympatykom. KOD, który przecież też nie jest organizacją jednorodną politycznie, powinien wysyłać tak podzielonemu teraz społeczeństwu wyraźne sygnały, że mimo różnic można się porozumieć, że warto i trzeba rozmawiać.

Pojawiły się pierwsze wezwania do dymisji Kijowskiego. Pan jest zaangażowany w działalność KOD, czy uważa Pan, że Kijowski powinien ustąpić?

Od około pół roku jestem członkiem KOD, ale nie członkiem jakichkolwiek jego władz. Nie zamierzam też do żadnych władz kandydować. Jednakże los naszej organizacji jest mi niezwykle drogi. Widzę w niej szansę nie tylko na zbudowanie prawdziwie obywatelskiego społeczeństwa, ale też na pojednanie Polaków. Tymczasem poczucie wspólnej drogi zaczyna się chwiać również w naszej organizacji.

Widzę ogrom wykonywanej pracy, wiele rodzącej się nadziei i wiele dokonań. Ale dziś zaczynam się o to wszystko obawiać. Obawiam się, że zmarnujemy to, co już zostało zbudowane.

Jednakże na tak postawione przez Panią pytanie nie potrafię dziś odpowiedzieć. Za mało wiem o tej sprawie. Myślę też, że to powinna być przemyślana decyzja Mateusza Kijowskiego.

Czy Mateusz Kijowski złamał prawo?

Moim zdaniem nie, nie złamał. Zgadzam się, że zabrakło w KODzie transparentności. To wielki błąd, za który już dziś zaczęliśmy płacić, a cena stale rośnie. Jednak nadal wierzę w dobre intencje Mateusza Kijowskiego. Postanowiłem więc zabrać w jego sprawie głos, ponieważ znajduję również i takie okoliczności, które przemawiają na jego korzyść.

Proszę powiedzieć, jakie okoliczności?

Kijowski wraz z kilkoma innymi aktywistami przyszłego KOD zaczął – niezależnie od swojej działalności organizacyjnej – budować narzędzia informatyczne dla tworzącego się ruchu. Zajmował się głównie bezpieczeństwem poczty i całego obiegu informacji, a także ochroną strony i jej odbudowywaniem po cyberatakach. Na początku były one zresztą dość częste. Pojawiały się liczne fałszywki internetowych trolli podszywających się pod sympatyków i aktywistów KOD, by systematycznie dyskredytować nasz ruch. Ochrona przed takimi atakami była sprawą pierwszorzędną.

W mojej ocenie Mateusz Kijowski był najbardziej naturalnym kandydatem do sprawowania ochrony informatycznego zaplecza KOD. Wszak jest informatykiem praktykiem, prowadzi firmę informatyczną i był jednym z pierwszych autorów tego zaplecza. Nikt nie miał też wątpliwości, że ze względu na niezwykle ważny aspekt sieciowego bezpieczeństwa KOD wybór zaufanego administratora był (i nadal jest!) sprawą najwyższej wagi.
Notabene przez pierwsze trzy miesiące Mateusz Kijowski nie był za te prace w żaden sposób wynagradzany.

A później brał za tę pracę pieniądze. Czy słusznie?

Po pierwsze wyjaśnijmy, że Kijowski nie brał pieniędzy za sprawowanie funkcji przewodniczącego zarządu. Tę funkcję wykonywał społecznie, tak jak pozostali członkowie. Brał wynagrodzenie – choć pośrednio, bo faktury wystawiała jego firma – za wykonywanie prac informatycznych, które w żaden sposób do zakresu obowiązków prezesa nie należą. Zresztą obecny statut KOD to przewiduje (par. 4 ust. 3): „Stowarzyszenie opiera swoją działalność na pracy społecznej jego członków. Do prowadzenia swych spraw Stowarzyszenie może zatrudniać pracowników, w tym członków Stowarzyszenia, oraz wykonawców zadań w oparciu o przepisy kodeksu cywilnego”.

Jeżeli więc ówczesny zarząd Komitetu, a później zarząd Stowarzyszenia zlecał wykonywanie takich prac, nie nastąpiło ani naruszenie prawa, ani też – w mojej opinii – norm dobrego obyczaju.
Nie widzę żadnego problemu w tym, że członek władz stowarzyszenia pracując społecznie w tych władzach, jednocześnie pobiera wynagrodzenie z tytułu świadczenia na rzecz stowarzyszenia usług niezwiązanych z jego funkcjami społecznymi.

To jest powszechna praktyka?

W swojej społecznej karierze byłem w sumie przez 18 lat prezesem w czterech stowarzyszeniach i nigdy nie spotkałem się z opinią, że taka sytuacja miałaby być naganna. Skoro stowarzyszenie jakieś usługi lub produkty musi kupować, może kupować je również od członków, oczywiście jeśli statut tego nie zabrania. Należy jedynie zadbać o to, aby wynagrodzenie nie odbiegało od warunków rynkowych.

Dlaczego aż 90 tys. złotych?

Jestem informatykiem i choć głównie teoretykiem, to jednak sam zbudowałem moją stronę internetową, a także kilka aplikacji bazodanowych, mam więc pewne pojęcie nie tylko dotyczące tego, jakiego wymaga to nakładu pracy na początku, ale też ile pracy trzeba systematycznie wkładać w administrowanie takimi serwisami.

Wiem też, że rynkowy koszt stworzenia w miarę profesjonalnej witryny średniej wielkości wynosi od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych, choć może to też być znacznie więcej. Wiem, bo sam zamawiałem takie usługi, gdy byłem prezesem zarządu mojej rodzinnej firmy. Oczywiście może też być mniej. Dziś znalazłem w sieci ofertę stworzenia witryny za 299 zł w 5 dni. Tyle że witryna witrynie nierówna. Żeby wyjaśnić to na przykładzie, cena opinii prawnej w sprawie fuzji spółek giełdowych może wynosić kilka milionów zł, podczas gdy opinię w sprawie sporu z sąsiadem o garaż niedrogi prawnik wykona za złotych kilkaset.
Konkludując więc, choć raz jeszcze zastrzegając, że nasze internetowe zaplecze znam jedynie z perspektywy użytkownika, a nie od strony twórcy i administratora, kwotę 91 tys. zł brutto za wykonanie opisanych wyżej usług osobiście uważam za niezbyt wygórowaną.

Czego zabrakło w KOD, że dziś znalazł się w tak kryzysowej sytuacji?

Myślę, że zabrakło wewnętrznego zaufania między tymi, którzy organizują jego prace. To jest bardzo niepokojąca sytuacja. Myślę, że rozmiar ruchu przerósł ludzi, którzy wzięli na siebie wielką odpowiedzialność formalizacji jego struktur, ale nie mieli doświadczenia w takiej działalności, na tak wielką skalę. A w sensie formalnym zabrakło transparentności, czyli publicznego rozliczania przychodów.

Co dalej? Jak można naprawić tę sytuacje, jak odrobić to nadszarpnięte zaufanie do lidera KOD i do ludzi z zarządu, którzy twierdzą, że o wielu sprawach nie wiedzieli, a przecież powinni?

Odpowiem w duchu, w jakim doradzam wszystkim firmom i organizacjom. W pierwszym rzędzie trzeba budować zaufanie. Jednakże jego nie można ani nakazać, ani zadeklarować. Trzeba zacząć rozmawiać zakładając, że każda strona ma dobre intencje. To pomaga oceniać fakty, a nie ludzi.

Nie ulega wątpliwości, że zostały popełnione błędy. Błędy braku roztropności i dbałości o transparentność, ale w mojej ocenie nie grzechy nieuczciwości i łamania prawa. Teraz przychodzi nam płacić za te błędy karę nieproporcjonalną do winy. Apeluję więc do wszystkich członków i sympatyków KOD: naprawiajmy błędy, ale bądźmy ostrożni w ferowaniu wyroków. Jak nigdy bowiem potrzebna jest nam solidarność i poczucie współodpowiedzialności. Przecież odpowiadamy za Polskę. Nie dajmy sobie tego odebrać.

Prof. Andrzej Blikle, informatyk, profesor nauk matematycznych, członek Rady Języka Polskiego i Europejskiej Akademii Nauk, specjalista w zakresie matematycznych podstaw informatyki, współwłaściciel rodzinnej firmy cukierniczej A. Blikle (istniejącej od 1869). Był społecznym doradcą Komitetu Społecznego KOD w zakresie przejrzystości zasad finansowania KOD. Kiedy powołano Stowarzyszenie KOD, ze statutową Komisją Rewizyjną, funkcja profesora naturalnie wygasła. Dziś jest jednym z koordynatorów projektu „Przestrzeń Wolności. Jakiej Polski chcemy”, a także prowadzi szkolenia aktywistów KOD w obszarze tzw. samoorganizacji. Obie te funkcje wykonuje społecznie.

Wybrane wywiady