Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Dobre życie nie powinno być skutkiem ubocznym

Dla whystory.pl rozmawiała Beata Sekuła – redaktor naczelna.

Członek Europejskiej Akademii Nauk, były wykładowca na wielu zagranicznych uczelniach, członek Rady Języka Polskiego oraz trzydziestu różnych organizacji zawodowych i społecznych. Autor książek i artykułów naukowych. Przez dwadzieścia lat szef własnej sieci cukierniczej A.Blikle matematyk, biznesmen, nauczyciel akademicki, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Informatycznego i nie tylko. Jego witrynę moznainaczej.com.pl odwiedziło ponad cztery miliony internautów. Nagrodzony przez redakcję Why Story tytułem Lider z powołania 2016.

Chciał zostać elektronikiem, ale zbieg okoliczności sprawił, że… rozpoczął karierę naukową jako matematyk-informatyk i w tym zawodzie pozostał przez blisko 30 lat. Później, już jako profesor matematyki, przez 20 lat zarządzał własną rodzinną firmą cukierniczą A.Blikle. Andrzej Blikle chętnie dzieli się z innymi przedsiębiorcami swoim bogatym doświadczeniem w obszarze przedsiębiorczości.

Matematyczne zadanie

Pod koniec siódmej klasy szkoły podstawowej musiał korzystać z pomocy korepetytora z matematyki. Tak zaczęła się błyskotliwa kariera przyszłego profesora. W szkole średniej trafił na genialnego nauczyciela i pedagoga – Jana Kozickiego. Spod ręki mistrza wyszło wielu wybitnych matematyków. Swoją pasją poznawczą absolwent Sorbony zaraził przyszłego profesora. Jednak droga maturzysty do późniejszego zawodu nie była prosta. Zaczął od egzaminu na politechniczny Wydział Łączności (tak wtedy nazywano Elektronikę). Z trzech zadań matematycznych dwa zaliczył na piątkę, a trzeciego nie dokończył, więc dostał za nie 0. Średnia wypadła 3,3 i nie został przyjęty. Gdyby poszedł z reklamacją dlaczego 0 a nie 2 (wtedy najniższy stopień, który dałby mu średnią 4), dowiedział się, że 2 było za źle zrobione, a 0 za nie zrobione. – Do dziś nie wiem, czym różni się źle zrobione zadanie – od niezrobionego – żartuje sobie dzisiaj profesor matematyki Andrzej Blikle.

W „drodze łaski” został przyjęty na Wydział Komunikacji z zapewnieniem, że jeżeli po pierwszym semestrze osiągnie dobre wyniki, to będzie się mógł przenieść na Łączność. Tak się jednak nie stało. Mimo średniej z egzaminów końcowych na poziomie 4,5 odmówiono mu przeniesienia. Wtedy podjął desperacką próbę rozmowy o przyjęciu na studia matematyczne z dziekanem Wydziału Matematyki i Fizyki na Uniwersytecie Warszawskim. Pokazał mu swój indeks z dwiema piątkami — z matematyki i fizyki — oraz własne tłumaczenie niemieckiej książki o geometrii n-wymiarowej. – Dziekan zapytał mnie, co to jest funkcja ciągła, na które nie potrafiłem odpowiedzieć, ale ostatecznie zgodził się mnie przyjąć i tak zostałem matematykiem – dodaje.

Tylko pozornie mogłoby się wydawać, że nauki teoretyczne mają niewielki wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Kariera naukowa Andrzeja Blikle łamie stereotypy tego typu myślenia. Matematyka stała się fundamentem informatyki, tak jak dawniej — astronomii i fizyki. – W roku 1971 napisałem pierwszą w Polsce książkę na temat lingwistyki matematycznej języków programowania „Automaty i gramatyki. Wstęp do lingwistyki matematycznej” – podkreśla prof. Blikle.

Ponad 20 lat później prof. Walery Pisarek zaprosił Andrzeja Bliklego do Rady Języka Polskiego, gdzie od tego czasu pełni on funkcję przewodniczącego Zespołu Terminologii Informatycznej. Zespół udziela porad i opinii w sprawie  polskich odpowiedników bardzo licznych w informatyce terminów anglojęzycznych.

Filozofia zarządzania

W 1990 roku nie miał wyjścia – musiał podjąć kolejną życiową decyzję. Zmienił się ustrój polityczny i gospodarczy w Polsce. Własną działalność gospodarczą można już było prowadzić w sposób nieskrępowany. Andrzej Blikle tak pamięta tamten czas: – Przyjrzałem się firmie. Doszedłem do wniosku: rozwijam ją albo zamykam. Trzeciej drogi nie było.

Rozpoczął od firmy liczącej czterdziestu pracowników. Po dziesięciu latach w sieci cukierni pracowało już 250 osób. Podkreśla, że prostego przepisu na zarządzanie nie ma. Twarde fakty wyglądają tak, że spośród każdych 100 firm, które dziś powstaną na świecie, w ciągu 10 lat upadnie ich 90. A najwięcej upadnie podczas pierwszych trzech lat. W Polsce jest podobnie. Prof. Andrzej Blikle ostrzega: Przedsiębiorczość, to nie jest łatwa sprawa. Trzeba mieć wiedzę, talent i predyspozycje, ale przede wszystkim ogromną wytrwałość.

Uważa, że korzystanie z coacha nie jest niczym złym, pod warunkiem, że człowiek szkolący innych ma solidne psychologiczne wykształcenie. Współpracuje z fundacją organizującą przy Towarzystwie Psychologicznym półtoraroczne studia dla pracowników i menedżerów. Jednak nie wszystkim może to pomóc.

Kiedy firma przekroczy już pewną liczbę pracowników, intuicyjne zarządzanie przestaje wystarczać. Pojawia się potrzeba opanowania podstawowych narzędzi, a później ciągłej edukacji. Gdy firma szybko rośnie, dochodzi do etapu, który prof. Blikle nazywa „barierą dźwięku”. Jest już za duża na intuicyjne zarządzanie, ale jeszcze nie stać jej na zatrudnienie profesjonalnych menedżerów. Zresztą z umiejętnościami tych ostatnich też bywa różnie — mówi Andrzej Blikle. Wtedy trzeba zatrudniać ludzi, którzy są gotowi rozwijać się razem z firmą. Tę właśnie drogę wybrałem na początku lat 1990. — dodaje.

Andrzej Blikle uczył się więc zarządzania od chwili objęcia sterów rodzinnej firmy, a nieco później zaczął też uczyć innych. Wiązało się to z wyborem mało znanej wówczas metody „zarządzania kompleksową jakością” (ang. TQM). Wyszedł z założenia, że będąc nauczycielem akademickim powinien wykorzystać swoje umiejętności uczenia przy zarządzaniu. Wymyślił nawet termin — „zarządzanie przez nauczanie”. Musiałem uczyć się sam i jednocześnie uczyć moich pracowników — mówi. Od początku wyznawałem też zasadę, że każdy człowiek najlepiej pracuje w atmosferze zaufania, partnerstwa i odpowiedzialności, a tzw. systemy motywacyjne spod znaku kija i marchewki niszczą tę atmosferę. Odchodziłem więc od nich, za co byłem nierzadko krytykowany. Dziś coraz więcej firm uznaje tę prawdę za niepodważalną, o czym świadczy m.in. wielki sukces książki Frederica Laloux „Pracować inaczej” — konkluduje.

Plany – opublikować książkę o informatyce

Wracamy do przełomowego roku 1990. Andrzej Blikle miał wtedy plan pogodzenia biznesu z nauką: cztery dni z tygodnia dla firmy, a pozostałe trzy — dla nauki. To jednak okazało się niemożliwe. Firma pochłonęła mnie całkowicie: 7 dni w tygodniu po 12 godzin dziennie — mówi.

Zawiesił więc pracę nad książką, która miała być podsumowaniem 30 lat jego badań naukowych. Dziś do niej powraca, choć z zupełnie inną perspektywą: W czasie pracy w firmie napisałem dwa stosunkowo duże programy do obsługi logistyki dostaw, co było dla mnie pożytecznym ćwiczeniem praktycznym. Z kolei w samej informatyce, która dokonała niewyobrażalnego skoku technologicznego, jedno się nie zmieniło, lub zmieniło na gorsze — pisanie podręczników użytkownika. O ile w latach 1960. zawierały one od kilkudziesięciu do stu stron i były napisane w miarę profesjonalnie, o tyle dziś obejmują od kilkuset do ponad tysiąca stron i są napisane gazetową prozą. Są nieczytelne, niekompletne i zawierają wiele wewnętrznych sprzeczności. Jednym z celów mojej książki — mówi Andrzej Blikle — jest zmiana tego stanu rzeczy. By jednak informatycy byli w stanie pisać jasne i krótkie podręczniki użytkownika, muszą umieć sami opisywać swoje systemy na gruncie języka matematyki. I nad tym właśnie teraz pracuję.

Wybrane wywiady