Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

O firmie A.Blikle

Opublikowano 8 lutego 2013 na  www.bankier.pl
Pytania zadawał Grzegorz Marynowicz

Kiedy rozpoczęła się Pana przygoda z biznesem? Czy cukiernia to był pierwszy biznes? A może były wcześniej inne pomysły na działalność?

Naszą firmę założył mój pradziadek Antoni Kazimierz Blikle w roku 1869 i do tej pory firma istnieje pozostając cały czas w rękach rodziny.

Jak to się stało, że Pan informatyk, profesor nauk matematycznych zajął się cukiernictwem? Zadecydował fakt, że trzeba było kontynuować rodzinny interes?

Zaraz na początku 1990 roku zorientowałem się, że aby firma przetrwała w nowej ekonomicznej rzeczywistości muszę ją rozwinąć. Alternatywą było tylko zamknięcie firmy, ale o tym oczywiście nie mogło być mowy.

Jak rozumiem, nie zaczynał Pan działalności od zera, ale na pewno pojawiały się jakieś trudności? Co najbardziej przeszkadzało na początku Pana przygody z biznesem?

Brak doświadczenia i finansów na rozwój. Jedne i drugie trzeba było zdobywać, ale na szczęście się udało.

Prowadził Pan swój biznes jeszcze w czasach PRL. Czy trudno było w tamtym okresie o podstawowe produkty niezbędne cukiernikowi? Jak zaopatrywał się Pan w maszyny, sprzęt i inne elementy niezbędne w tym biznesie? Jak Pan wspomina te czasy przed transformacją?

Przed transformacją naszą firmę (jak pan widzi, wolę słowo „firma” od „biznes”) prowadził mój ojciec, a później moja kuzynka Maria Szukałowicz. Ja zająłem się firmą dopiero w roku 1990. Natomiast w czasach PRL trudno było cokolwiek kupić, a w tym i surowiec i maszyny, ale za to bardzo łatwo było sprzedać. Całkiem odwrotnie niż dziś.

Czy pamięta Pan czas kiedy na firmowym koncie pojawił się pierwszy milion zysku?

Milion zysku? Poproszę o następne pytanie — myśmy nasze zyski cały czas reinwestowali.

Ile punktów cukierni Blikle działa obecnie w całej Polsce?

W Warszawie mamy obecnie 10 cukierni z aneksami kawiarnianymi, 3 kawiarnio-restauracje i 2 sklepy delikatesowe, a w Polsce 8 cukiernio-kawiarni w formule franchisingu. A w roku 1990 mieliśmy tylko jedną cukiernię na Nowym Świecie.

Jest Pan także prezesem zarządu stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych. Proszę powiedzieć czy można wskazać elementy, które wyróżniają przedsiębiorstwa rodzinne na tle pozostałych firm?

Jest ich bardzo wiele, a są to zarówno trudne wyzwania jaki i mocne strony. Wśród wy-zwań wymieniłbym pogodzenie życia firmowego z rodzinnym i jednoczesne rozdzielenie tych obszarów, dialog międzypokoleniowy i doprowadzenia firmy do sukcesji. Bo jeżeli w firmie rodzinnej nie dochodzi do sukcesji, czyli przekazania firmy młodszemu pokoleniu, to najczęściej taka firma jest po prostu likwidowana. Ojcowizny na ogół się nie sprzedaje.
Wśród mocnych stron wymieniłbym w pierwszym rzędzie wielkie zaangażowanie właścicieli w życie firmy i oparcie go na wartościach, a zaraz po tym — długi horyzont planowania strategicznego.  Planowania nie na okres rocznej czy najwyżej kilkuletniej kadencji zarządu, ale na okres jednego pokolenia, czyli na 30-40 lat. Te dwie cechy firm rodzinnych powodują, że lepiej opierają się one kryzysom niż firmy pozostałe. Po raz kolejny pokazały to badania szwajcarskie, o których donosił chyba Puls Biznesu pod koniec zeszłego roku.

Pana firma to przykład sukcesu, ale proszę powiedzieć czy były w jej przeszłości chwile kryzysowe? Jeśli tak proszę powiedzieć coś o tych gorszych momentach.

Ależ oczywiście, że były. Która firma ich nie ma. Pierwszy był w roku 1991, kiedy musia-łem zrezygnować z gotowego planu rozwoju, bo inwestor w ostatniej chwili zmienił warunki na takie, które doprowadziłyby prostą drogą do wrogiego przejęcia. Odłożyłem rozwój na rok, ale tej rafy uniknąłem. Później też bywało trudno, ale nigdy aż tak.

Czy kiedykolwiek żałował Pan decyzji o poświęceniu się firmie? Czy w ogóle wyobraża Pan sobie swoje życie poza biznesem?

Nigdy nie żałowałem tego epizodu (w sumie 20 lat), ale też wyobrażam się sobie poza firmą. Przez pierwsze trzydzieści lat mojego dorosłego życia zajmowałem się badaniami naukowymi w obszarze matematycznych podstaw informatyki, a od roku 2010 przeniosłem się z zarządu do rady nadzorczej. Dziś prowadzę też jednoosobową firmę Andrzej Blikle Doradca. Specjalizuję się w metodach zarządzania kompleksową jakością (TQM) i dużo uczę, a w tym również studentów i słuchaczy studiów MBA. Po więcej szczegółów zapraszam na moją witrynę www.moznainaczej.com.pl. Tam pobrać też można w PDF moją książkę Moja książka "Doktryna jakości".

Cukierni i piekarni jest na rynku bardzo dużo. Co Pana zdaniem decyduje o tym, że klienci wybierają produkty firmy Blikle?

Jesteśmy na rynku od nieprzerwanie 143 lat, więc co najmniej Warszawiacy dobrze nas znają. Staramy się też utrzymywać pewien stały asortyment produktów tradycyjnych, takich jak pączki, ciasta i klasyczne torty, ale też oferować zmieniającą się gamę produktów nowych, jak na przykład pralinki marcepanowe nazwane Marcepanami Chopina, czy też lody lawendowo-rozmarynowe.

Czy biznes cukierniczy to trudna branża? Na czym ta trudność polega?

Nie ma jednego biznesu cukierniczego, bo rozciąga się on na skali od wielkiego przemysłu, do małej kawiarenki z jednym tortem w ofercie. My plasujemy się w grupie cukierników wytwarzających swoje produkty ręcznie i bez użycia sztucznych konserwantów (mówię „sztucznych”, bo sól i cukier, to też konserwanty). Ten segment cukiernictwa stwarza poważne wyzwania i technologiczne i logistyczne. Te pierwsze są raczej jasne, a te drugie wynikają z faktu, że bardzo duża ilość naszych produktów na 1-2 dniową trwałość. Codzienne planowanie produkcji jest więc prawdziwą sztuką.

Czy może Pan wskazać bariery, które przeszkadzają w prowadzeniu biznesu w Polsce? Jakich regulacji by Pan oczekiwał?

Te bariery wskazują co roku i Bank Światowy i Instytut Frasera w Vancouver plasując Polskę w ogonie Europy (lub poza nią) pod względem poziomu wolności gospodarczej. Najogólniej mówiąc, mamy wciąż niedobre prawo gospodarcze i bardzo niesprawne tego prawa egzekwowanie. A zmiana tego stanu rzeczy nie wymaga nakładów finansowych. Nie wymaga też badań, bo przykłady jest skąd brać. Potrzebna jest tylko — choć właściwie to aż — wola polityczna. No i wyobraźnia.

Co może Pan poradzić osobom, które dopiero myślą o własnym biznesie?

Bardzo potrzeba nam w Polsce młodych ludzi, którzy zamiast szukać zatrudnienia zagrani-cą, wezmą swoją przyszłość we własne ręce i sami dla siebie stworzą miejsce pracy. Najpierw dla siebie, a później też dla innych. Są potrzebni również dlatego, że to przede wszystkim oni powinni zmieniać Polskę na bardziej gospodarną. A co im poradzić? Żeby nie liczyli na szybki zysk, byli przygotowani na ciężką pracę i nie rezygnowali przy trudnościach, które na pewno się pojawią. Żeby poza pracą widzieli też swoją rodzinę, mieli czas dla siebie i dla dzieci, i jakąś cząstkę energii poświęcili też na rzecz pracy dla ogółu. Bo jeżeli Polacy nie wezmą sprawy kraju w swoje ręce, to prędzej czy później wezmą je inni.

Wybrane wywiady