Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

Kij i marchewka demotywują

wywiad został opublikowany w marcu 2013 roku na portalu: http://pixelpr.net/blog/
Pytania zadawała Monika Loryńska

Proszę w skrócie opowiedzieć o historii firmy i o tym, jak doszliście do tak rozpoznawalnej marki
Firma istnieje prawie nieprzerwanie od roku 1869. Jedyna krótka przerwa to Powstanie Warszawskie i miesiące zaraz po nim. Przez 143 lata pięć pokoleń właścicieli i pracowników pracowało nad wizerunkiem marki. Staraliśmy się dbać o wszystkich interesariuszy: klientów, pracowników, kontrahentów i społeczeństwo.

W życiu każdej firmy od czasu do czasu pojawia się jakiś mniej lub bardziej groźny kryzys. Wasza firma też miała takie ciężkie chwile. Jak udało się Wam to przezwyciężyć?
Najtrudniejszy okres to oczywiście czas PRL, a w tym, lata do roku 1956. Przejście przez ten okres firma zawdzięcza niezłomnemu charakterowi mojego ojca. W tamtych czasach przedsiębiorcy prywatni byli poddawani okrutnemu wyniszczeniu psychicznego. W rezultacie, nie mogąc znieść ciągłych kontroli, a nawet aresztowań, dobrowolnie oddawali przedsiębiorstwa państwu. Mój ojciec powiedział mi kiedyś „jeżeli siłą zabiorą, to trudno, ale dobrowolnie nigdy nie oddam”. I dotrwał na tym posterunku do swoich ostatnich dni w roku 1981.

A.Blikle to biznes rodzinny. W jaki sposób prowadzenie firmy wpłynęło na Waszą rodzinę? Czy łączycie pracę z życiem prywatnym, rozmawiacie często o biznesie np. w czasie obiadów?
W czasach mojego ojca takie rozmowy były regułą. W moich czasach, gdy cała rodzina pracowała w firmie, staraliśmy się zachowywać higieniczne oddzielenie życia rodziny od życia firmy. Fakt, że nie zawsze nam się to udawało.

Czym dla Pana jest sukces?
W moim wieku, to takie uśrednione zadowolenie z tego, jak się przeżyło życie. Uśrednione w tym sensie, że przecież wiele rzeczy nie do końca się udało, niektóre decyzje dziś podjęlibyśmy inaczej, ale te najważniejsze wybory pozostałyby niezmienione.

Co Pana zdaniem jest potrzebne, aby odnieść sukces jako przedsiębiorca?
Determinacja, odporność na niepowodzenia i poczucie, że zysk to konieczność, ale nie cel. Co mam na myśli w tej ostatniej sprawie najlepiej wyjaśnić na przykładzie życia człowieka: Aby żyć, trzeba jeść, ale kto żyje, aby jeść, na ogół żyje krócej. Z firmami jest podobnie.

Co jest najlepsze w prowadzeniu własnego biznesu?
Poczucie, że moje życie jest w moich rękach. Trzeba jednak pamiętać, że to nie tylko wolność, to też bardzo duża odpowiedzialność i niekiedy bardzo trudne wyzwania.

Jakie były największe wyzwania w firmie, kiedy Pan zaczynał pracę w firmie rodzinnej? Jak udało się Panu z tym poradzić?
Na początku całkiem banalne: trzeba było pozyskać finansowanie na rozwój. Później już trudniejsze i bardziej subtelne: jak motywować ludzi do pracy, jak zarządzać, jak oddzielić życie rodzinne od firmowego.

Czego ważnego nauczył się Pan w swojej karierze przedsiębiorcy? Czy jest coś, co by Pan zrobił inaczej, gdyby była taka możliwość?
To, czego się nauczyłem, opisałem w mojej książce „Doktryna jakości — rzecz o skutecznym zarządzaniu”, którą udostępniłem w domenie publicznej na mojej witrynie (artykuł Moja książka "Doktryna jakości"). Mam nadzieję, że w tym roku ukaże się też drukiem. W największym skrócie, najważniejsze, czego się nauczyłem, to że kij i marchewka — wbrew powszechnemu przekonaniu — nie tylko nie motywują, ale wręcz bardzo silnie demotywują. A co bym zrobił inaczej? Ogólnej drogi postępowania bym nie zmienił, ale parę szczegółów pewnie tak.

Jak udaje Wam się znaleźć ludzi, którzy wpasowują się w kulturę Waszej firmy i troszczą się o nią, tak jak Wy?
Wstępna selekcja jest oczywiście ważna, ale ja wierzę, że każdego — z niewielkimi wyjątkami — do się pozytywnie ukształtować. Bo ludzie z natury są uczciwi i pracowici, tylko czasami bardzo nie lubią swojej pracy. Jest więc najważniejsze, aby szli do pracy z poczuciem, że mogą tam nie tylko zarabiać pieniądze, ale też realizować swoje potrzeby społeczne i godnościowe.

Co Pana motywuje? Skąd czerpie Pan inspirację?
Miałem szczęście spotkać w życiu licznych wspaniałych i mądrych ludzi, od których wiele się uczyłem. Teraz staram się to oddawać innym przez moją książkę i wykłady. Gdy ktoś do mnie pisze, że właśnie przeczytał moją książkę i postanowił tak właśnie zarządzać swoją firmą, to myślę, że nic lepszego nie mogło mnie w życiu spotkać.

Jaka forma marketingu przynosi Wam najwięcej efektów?
Zawsze starałem się trzymać możliwie daleko od tzw. „marketingu przymiotnikowego” polegającego na wyliczaniu zalet produktu. To już dziś nikogo nie przekonuje, poza być może niektórymi agencjami marketingowymi i działami marketingu w niektórych korporacjach. Więcej nie powiem, bo mamy też swoje tajemnice.

Czy jest jakaś firma, poza Waszą, którą bardzo Pan podziwia? Dlaczego?
O tak! Jest ich sporo, a podziwiam je za to, jak stwarzanie przyjaznego środowiska pracy potrafią przekuć na trwały sukces rynkowy. Dla przykładu mogę tu wymienić (kolejność przypadkowa): Google, Semko (Semco — producent urządzeń mechanicznych), Morning Star (Morning Star - największy przetwórca pomidorów w USA), Mary Kay Cosmetics (Mary Kay Cosmetics), W.L. Gore & Associates (W.L. Gore & Associates — tworzywa sztuczne), Egon Zehnder International (Egon Sehnder International - druga w świecie w swojej branży).

Co by Pan doradził młodemu człowiekowi, który chce założyć biznes? Czego powinien się wystrzegać?
Jeżeli chce, aby jego firma była w przyszłości wielka i wspaniała, powinien wystrzegać się naśladowania firm, które dziś już takimi są. Bo je już na przepych stać, a jego jeszcze nie. Trzeba naśladować ich zachowanie, nie takie jakie jest dziś, ale takie jakie było na początku. Trzeba też pamiętać, że przedsiębiorcy to w Polsce jedyna grupa społeczna, która nie jest w żaden sposób chroniona. Raczej wprost przeciwnie. W tym kontekście warto też przypomnieć słowa Winstona Churchilla po wgranych wyborach w czasie II Wojny Światowej, gdy w radiowym przemówieniu powiedział Anglikom, że nie może im obiecać niczego „poza potem, krwią i łzami”. I wygrał wojnę.

Co dalej z marką Blikle? Macie jakieś większe plany, którymi może się Pan z nami podzielić?
Planujemy dość znaczny rozwój i to w najbliższym czasie, ale jeszcze za wcześnie na ujawnianie szczegółów.

Czy znajduje Pan jeszcze czas na życie prywatne? Jakie są Pana pasje?
Może życie prywatne przeplata się z życiem zawodowym i społeczny w taki sposób, że bardzo trudno je od siebie odróżnić. W ostatnim okresie, gdy nie zarządzam już moją rodzinną firmą, dużo uczę, głównie w obszarze zarządzania jakością (TQM), dużo piszę, działam społecznie w blisko trzydziestu organizacjach, z których najwięcej czasu poświęcam Inicjatywie Firm Rodzinnych. Dużo czytam, a ostatnio też słucham, książek. No i sporty: narciarstwo zjazdowe, ski-alpinizm, windsurfing, wioślarstwo (skif), rower górski. Za kilka dni, już po raz drugi w tym roku, jadę na narty w Alpy. Od roku 1947 nie opuściłem ani jednego sezonu narciarskiego.

Wybrane wywiady