Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

R. Ohme, "ZDOLNE I SKROMNE - przyszłość ma twarz kobiety", 14 sty 2021

NEUROHM, Wyższa Szkoła Bankowa w Warszawie

Kobiety opanowały umiejętności, których poszukuje nowoczesny rynek pracy. Potrafią słuchać, współpracować, są empatyczne. Dają początek nowemu stylowi przywództwa — Smart Power. Znajdą wspólny język ze sztuczną inteligencją, gdyż są otwarte na nowości i innowacje oraz płynnie posługują się emocjonalną inteligencją, towarem nad wyraz pożądanym przez algorytmy AI. Ale kobiety mają problem — niekiedy nie zdają sobie sprawy jakie są dobre. A zatem do listy Noworocznych Postanowień proponuję dodać jeszcze to:

Drogie Panie, pomóżcie mężczyznom stać się bardziej zwinnymi i elastycznymi.

Panowie, zróbcie co w Waszej mocy, aby Kobiety uwierzyły w siebie.

Zobacz nagranie Video.

Pobierz prezentację w pdf.

Biznesowa szczepionka na wirusa z Wuhan. Czyli jak urosnąć w roku pandemii o blisko 100%?

Kiedyś chciał, aby każdy zamawiał pizzę poprzez jego portal.

Było już blisko, jednak, gdy dostajesz propozycję sprzedaży swojej firmy za 120 mln zł to jej nie odrzucasz. W każdym razie nie od razu.

Dzisiaj chciałby, żeby każdy powstający dach był jego dachem solarnym, który produkuje energię elektryczną i wierzy, że w tym pojedynku wyprzedzi samego Elona Muska. Lech Kaniuk, twórca portalu Pizzaportal.pl, a obecnie CEO firmy SunRoof Polska był naszym pierwszym gościem w 2020 w podcaście #TwójNiezależnyDom.

Jednym z naszch strategicznych celów, jest to, że chcemy być „top of the mind” jeżeli chodzi o informację na temat budowy samowystarczalnych domów. Tylko w 2020r. opublikowaliśmy 53 filmy na kanale You Tube, i w tym czasie nasze filmy miały 1,3 mln. wyświetleń i dołączyło do nas 4900 subskrybentów. Patrząc na średni czas oglądania, który wynosi 8:11 minut, a średni procent obejrzenia to 28% całego filmu, to możemy przyjąć, że jesteśmy na dobrej drodze by ten cel zrealizować.

Luty był miesiącem, który przebiegał pod hasłem eksperymentu, w którym zespół sam ustalił swoje wynagrodzenia. Dział administracji przygotował ankietę zadowolenia z pracy w Brewie, przeprowadził analizę konkurencji i wyszło, że jest sporo przestrzeni do poprawy, m.in w zakresie płac. Dwie Anie, które prowadziły ten projekt przekalkulowały koszty podwyżek dla 11 osób, wyniki przedstawiły mnie i Karolowi i ich propozycja została w całości wdrożona. Jak dla mnie był to jeden z przełomowych momentów w moim myśleniu o zarządzaniu, miałem sporo obaw, nie mniej skoro chcemy bazować na zaufaniu i rozwijać model samozarządzania to inna decyzja nie mogła zapaść.

Marzec był szokujący pod kilkoma względami. Z jednej strony na koniec miesiąca mieliśmy przychód taki jak w całym 2018 r., z drugiej zaś, nikt nie wiedział co będzie działo się w kwietniu. Lock down, który zatrzymał świat, wymusił na nas szybkie przestawienie w pracy. Zespoły montażowe otrzymały informację, by każdy dzień kończyć w ten sposób, jak gdyby miały się nie pojawić ponownie u klienta, bo mogą wejść kolejne obostrzenia.

Ekipa biurowa przeniosła się do domów, co z technicznego punktu widzenia było dość proste, bo od zawsze bazujemy na rozwiązaniach „chmurowych”.
Dla utrzymania kontaktu i poczucia, że płyniemy na jednej łodzi robiliśmy codziennie 15 minutowe telekonferencje podsumowując to co się wydarzyło wczoraj i co planujemy na dzisiaj. Nie zastanawialiśmy się co będzie jutro. Uznaliśmy, że to nie ma sensu.

Na początku marca napisałem do wszystkich maila z czterema pytaniami:

  1. Czego najbardziej się obawiasz w sytuacji, w jakiej znajdujemy się jako firma i zespół?
  2. Czego byś oczekiwał ode mnie jako Lidera ds. Rozwoju oraz współwłaściciela firmy?
  3. Wiedząc jaką sytuację mamy jako zespół, co proponujesz,aby zwiększyć naszą szansę na odnalezienie się w tej sytuacji?
  4. Co możesz dać od siebie — czego inni w zespole mogą skorzystać?

W odpowiedzi otrzymałem 19 stron maszynopisu. Spojrzenie z którym się spotkałem, było często zupełnie inne niż moje, dowiedziałem się, że dla niektórych osób staliśmy się jedynym źródłem dochodu. Szybko musiałem wejść na jeszcze wyższy poziom odpowiedzialności za Firmę. Otrzymałem też czytelny komunikat, że dla ludzi ważny jest spokój, brak paniki, pozytywna motywacja i przekonanie, że przetrwamy ten sztorm.  

Firma w 2019r. powiększyła się na tyle, że na koniec roku biurka dostawialiśmy w kuchni. Szukaliśmy dodatkowej przestrzeni, niestety korytarze były za wąskie, a w łazienkach hałasowały suszarki elektryczne. Mieliśmy dylemat, czy w sytuacji szalejącej pandemii wynajęcie nowego 200 m2. biura i 700 m2 magazynu jest najlepszą decyzją?

Uznaliśmy, że inna, niż pozytywna decyzja byłaby krokiem wstecz i w kwietniu byliśmy już w nowym miejscu.

Pandemia rozkręciła popyt na różnego rodzaju usługi psychologów, terapeutów, coachów. Co czwarty z nas poczuł pogorszenie nastroju. Chcąc "złamać" tą codzienność, Edyta (nasz przyszły lider ds. szczęścia) zaproponowała cotygodniowe "czalendże".

Ubieraliśmy się na sportowo, pisaliśmy sobie karteczki z komplementami, spotykaliśmy się na wspólnych śniadaniach. Nie należę do osób, które szczególnie lubują się w takich inicjatywach, natomiast patrząc po zaangażowaniu w te wyzwania innych osób, śmiało można powiedzieć, że akcja się przyjęła.  

W lipcu zorganizowaliśmy szkolenie z Przywództwa Sytuacyjnego dla wszystkich Liderów. Prowadzącym był Marcin Konieczny, trener z 20 letnim stażem z jednej z najlepszych firm szkoleniowych w kraju czyli House of Skills. Marcin po godzinach mKon, to wybitny triathlonista, który w 2017r. w tej dyscyplinie, w swojej kategorii wiekowej zdobył Mistrzostwo Świata na Hawajach.

Stworzona, także w mijającym roku, procedura onboardingu, zawiera elementy tego szkolenia, a nomenklatura R1, R2 czy R4 weszły na stałe naszego słownika. Wymienione R-ki określają poziom kompetencji i motywacji, jak ktoś nie czuje się pewny w danym projekcie czy zadaniu mówi o sobie, że jest R1 i wtedy osoba zlecająca wie jak z taką osobą pracować.

Czy dokładnie instruować i kontrolować, czy może wystarczy luźne wsparcie?  

Trzy, trzyosobowe sztafety wystawiliśmy w sierpniu w Calisia Triahlon, którego zostaliśmy sponsorem. Angażując się w ten projekt nie miałem żadnych oczekiwań marketingowych, raczej to było spełnienie marzeń, gdyż kocham ten sport. Nie mniej, próbowałem przekonać Kamila, który zarządza marketingowym skarbcem, że jest inaczej. Ostatecznie w zawody zaangażowała się cała Firma, część trenowała, część kibicowała a część pomagała w organizacji. Przyjemnie było oglądać setki ludzi z bawełnianymi torbami z pakietem startowym w środku i z naszym logiem i hasłem

„Triathlon na co dzień” czyli własna siła, własna torba, własny prąd.

Najszybszy kaliszanin skorzystał z ufundowanej przez nas nagrody tj. zniżki w wysokości 3000 zł na budowę własnej elektrowni słonecznej.
Cały sezon przygotowywałem się do tych zawodów, niestety na 4 dni przed startem dopadła mnie grypa i gdy Brewianie „gryźli trawę” ja w pozycji horyzontalnej trzymałem się kołdry.    

Nasz BHAG (Big Hairy Audacious Goal), czyli wielki, włochaty, zuchwały cel brzmi „budowa samowystarczalnych domów, w cenie mieszkania” więc we wrześniu wystartowaliśmy z projektem #domBrewa.

Domy mają być odpowiedzią na zmieniający się klimat, tj. wzrost temperatur, coraz większe problemy z dostępnością do wody, a także z chęcią obcowania bliżej natury.

Pierwszy projekt testuje na naszej rodzinie i słowo test jest tym, które pasuje tu najlepiej. Zdecydowaliśmy się na budowę modułowego domu drewnianego z naturalnych surowców. Dom ma być docelowo samowystarczalny, wykorzystujący gospodarkę obiegu zamkniętego. Zaprojektowany jest system odbioru deszczówki, dachy bez kominów i okien, z myślą o elektrowni fotowoltaicznej, elektryczny system grzewczy oraz rekuperację która ograniczy straty ciepła tracić. Postępy prac na bieżąco dokumentujemy na naszych kanałach w social mediach.

ANG Spółdzielnia a od kilku miesięcy ANG S.A., pod którą działa blisko 1000 ekspertów w całym kraju, jest firmą z pierwszej 5-ki największych firm pośrednictwa finansowego obok takich marek jak Expander Advisors Sp. z o.o, Open Finance S.A. Notus Finanse S.A., mFinanse S.A. (dane za ekspertka.pl).
Rozmowy na temat współpracy, które rozpoczęliśmy w maju zakończyliśmy w październiku i staliśmy się jednym z ich dwóch partnerów w zakresie sprzedaży instalacji fotowoltaicznych.

Dla mnie osobiście jest to niewątpliwy nasz sukces, tym bardziej, że druga firma jest 10-krotnie większa od nas. Nie mam wątpliwości, że zostaliśmy zauważeni przez ANG dzięki naszej dbałości o kulturę organizacyjną, która dla codziennej działalność tej Firmy jest tak samo ważna. Teraz ten potencjał musimy przekuć w sukces, ale to już cel na 2021r.

Czwarty kwartał to dalsza praca nad obietnicą marki, która odpowiedniego pędu nabierze dopiero w pierwszym kwartale bieżącego roku. Włączyliśmy do oferty gwarancję uzysków z instalacji i teraz pracujemy na kolejnymi, jeszcze bardziej rygorystycznymi, którymi dość mocno możemy się wyróżnić na tle konkurencji.
Nie możemy wprost walczyć z gigantami z naszego rynku, to byłoby wbrew temu co mówi Sun Tzu w Sztuce Wojny „Atakując unikaj zalet przeciwnika, atakuj słabości.”

Wierzymy w indywidualną opiekę, jakość naszej obsługi stale monitorujemy. Po montażu przeprowadzamy ankietę zadowolenia z obsługi, terminów, jakości prac montażowych. 98,9% naszych klientów odpowiedziało, że skorzystałoby z naszych usług ponownie, dodam, że w 94,1% przypadków dotrzymaliśmy terminu realizacji.

Wisieńką na torcie jest fakt, że dzień przed Sylwestrem, Zakład Energetyczny wymienił licznik w naszej największej dotychczasowej instalacji - farmy o mocy 200kWp. Projekt był realizowany w bardzo trudnych warunkach i pod ogromną presją czasu, gdyż rozpoczął się pod koniec września i musiał być zakończony do końca roku. Dodam, że po naszej stronie była organizacja pozwolenia na budowę. Mocno nie minę się z prawdą, kiedy powiem, że byłem biernym uczestnikiem tego zadania, a wszystko było w rękach zespołu, choć czasem poziom stresu, który miałem, wykraczał poza wszelkie normy. I tym razem zespół samodzielnie dał sobie radę.

Kończymy rok z blisko 100% wzrostem w odniesieniu do 2019r., choć apetyt był zdecydowanie większy, lecz baza zupełnie inna niż rok wcześniej, kiedy to urośliśmy o 240%.

Zaufanie, transparentność i poczucie sprawstwa wśród członków zespołu, jest niewątpliwie kołem zamachowym naszej organizacji.

Dziękuję całemu zespołowi.
Maciej Borowiak

Skąd wzięła się nasza książka?

Za zgodą naszego wydawcy Helion SA — za co składamy Mu w tym miejscu serdeczne podziękowanie — zarówno nasza książka, jak i dołączony do niej szablon stylów, są dostępne do bezpłatnego pobrania:

Pobierz książkę.

Pobierz szablon.

Nasz podręcznik można również nabyć w internetowej księgarni Helion.pl.

Od pierwszych chwil, gdy komputery wyszły z zaczarowanego kręgu ośrodków obliczeniowych i stanęły na biurkach użytkowników – co na szerszą skalę nastąpiło w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku – informatycy zabierali się za pisanie podręczników dla „zwykłego” odbiorcy. Powodowani charakterystyczną dla nich zawodową pychą uznali swoich przyszłych czytelników za beznadziejnych idiotów, a także ludzi leniwych i pozbawionych ambicji. Było to szczególnie widoczne na rynku księgarskim USA, gdzie zaczęły się pojawiać książki takie jak "The Complete Idiot’s Guide to Microsoft Word 97" czy też "The Complete Idiot’s Guide to Excel", które następnie trafiały na rynek polski w serii "Nie tylko dla orłów". Tymczasem to raczej autorzy tych książek zasługiwali na miano „mądrych inaczej”, i to nie tylko w zakresie sztuki pisania podręczników, ale też – niestety nazbyt często – samej informatyki.

Ta pożałowania godna sytuacja doprowadziła do zjawiska nieznanego w innych dziedzinach nauki i techniki. Zaczęły powstawać podręczniki posługiwania się dość złożonymi obiektami technicznymi, takimi jak edytory tekstów, arkusze kalkulacyjne, systemy baz danych, a nawet języki programowania, napisane językiem pozbawionym praktycznie jakiegokolwiek specyficznego aparatu pojęciowego.

Czy można sobie wyobrazić podręcznik prowadzenia samochodu napisany dla czytelnika niemającego pojęcia o podstawach fizyki i techniki? Oczywiście musiałby on zaczynać się od choćby najkrótszego wprowadzenia w te właśnie podstawy. Niestety autorzy podręczników z zakresu systemów komputerowych nie wpadli na ten pomysł. Pisali i piszą swoje podręczniki gazetową prozą, co prowadzi do powstania tekstów równie długich, co nieczytelnych. Dla przykładu dalece niekompletne podręczniki dotyczące Worda 97 i Excela 97 zawierały po 950 stron każdy, a napisane były językiem tak dziecinnym, że dotarcie do tego, co w nich istotne, może zająć tygodnie.

Wraz z pojawianiem się kolejnych, coraz bardziej złożonych wersji programów sytuacja tylko się pogarszała. Podstawą podręczników są często przykłady, co oczywiście uniemożliwia samodzielne zrobienie czegoś, co akurat odbiega od pokazanego wzoru (choćby w szczegółach). Dobrą ilustracją "przykładologii" może być anegdota o tym, jak ktoś tłumaczył znajomemu, że język niemiecki jest bardzo prosty. Mówił tak: Tylko posłuchaj - dzień dobry to guten Tag, dowidzenia - auf wiedersehen, no i tak dalej.

Nieprofesjonalny styl podręczników powoduje, że olbrzymia większość użytkowników systemów informatycznych nie wykorzystuje więcej niż procenta narzędzi oferowanych przez te systemy. Praktycznie nikt nie bierze też udziału w porządnym szkoleniu. Wszyscy żyją w przekonaniu, że podstawowy (intuicyjny) poziom obsługi programu właściwie wystarcza, a opanowanie go w nieco większym stopniu przekracza ich możliwości intelektualne. Nie wiedząc, czego nie wiedzą, korzystają z komputera tak, jak z samochodu korzysta jego właściciel, który nabył swój pojazd jedynie po to, aby słuchać zamontowanego w nim radia.

Każdy z nas widział teksty, w których wszystkie wiersze kończą się znakiem końca akapitu, a przejście do nowej strony jest wymuszane dostawieniem kilkunastu pustych wierszy. Niestety cała wina za tę sytuację leży po stronie informatyków.

Aby przekonać siebie i innych, że mamy rację, postanowiliśmy podjąć próbę napisania podręcznika komputerowej edycji dokumentów dla czytelnika takiego, jaki jest on w rzeczywistości, a więc inteligentnego. Każdy bowiem, kto w ogóle ma potrzebę tworzenia dokumentów, jest dostatecznie wykształcony i inteligentny, aby nie trzeba było mówić do niego językiem dziecka i prowadzić jego ręki po klawiaturze przy kompletnie wyłączonej pracy mózgu. Pierwszą wersję tego podręcznika jeden z nas (wiadomo który) napisał w latach 90. XX wieku dla pracowników firmy cukierniczej, w której był akurat prezesem.

Opanowywanie konkretnego systemu komputerowego takiego jak Word, Excel czy PowerPoint przebiega analogicznie do nauki języka. W rzeczywistości jest to nauka języka poleceń, jakie człowiek wydaje komputerowi. Zastanówmy się, jakie wnioski można wyciągnąć z tej obserwacji.

Są dwie odmienne sytuacje, w których uczymy się języka – nauka języka ojczystego i nauka języka obcego. W pierwszym przypadku przyswajamy przede wszystkim pojęcia. Szkolne lekcje języka polskiego to jedynie część tej nauki. Języka ojczystego uczymy się też na lekcjach matematyki, fizyki, biologii, historii, a nawet gimnastyki i rysunków. Uczymy się, co oznacza „pierwiastek kwadratowy”, „napięcie prądu”, „stawonogi” itp. Znajomość tych pojęć i słów też składa się na naszą znajomość języka ojczystego. Nauka tego języka to nie nauka słówek. To przede wszystkim – powtórzmy – nauka pojęć będących znaczeniami słów. To przyswajanie pewnej uniwersalnej wiedzy, która nie zależy od tego, w jakim języku ją zdobywamy. Wykształcony Polak, Francuz i Niemiec wiedzą to samo, mimo że wyrażają tę wiedzę w różnych językach.

Nauka systemów komputerowych powinna być w dużej mierze podobna do nauki języka ojczystego. Powinna być w pierwszym rzędzie uczeniem się pojęć („akapit”, „ilustracja”), a dopiero w drugim – nauką słów w specyficznym języku programu, np. edytora („Pole Wcięcie / Z lewej w oknie otwieranym poleceniem Narzędzia główne / Akapit”). Tymczasem większość podręczników uczy nas słów, poświęcając niewiele uwagi ich znaczeniu. Wielu uczniów przyjmuje więc pasywny stosunek do tej nauki: „Ja niczego nie muszę wiedzieć, powiedz mi tylko, które guziki naciskać i w jakiej kolejności”. No i podręczniki pełne są takich właśnie guzikologicznych przepisów:

  1. Wybierz polecenie…
  2. Naciśnij Ctrl+U
  3. Upewnij się, że…
  4. Kliknij…

Aby lepiej pojąć absurdalność tej „metody”, wyobraźmy sobie, że uczymy kogoś nawigacji morskiej, stawiając go obok kapitana okrętu z zadaniem nauczenia się (najlepiej w kolejności alfabetycznej!) wszystkich poleceń, jakie wydaje on marynarzom. Zatem pierwszy apel, jaki należy skierować do nauczycieli informatyki stosowanej, brzmi:

W pierwszym rzędzie wyjaśnij istotę zadań,
które twoi uczniowie będą wykonywali za pomocą danego systemu komputerowego.
Guzikologii nauczą się przy okazji.

W tej książce nie opisujemy szczegółowo wszystkich okien, list i menu interfejsu, zwłaszcza że szczegóły zmieniają się w kolejnych wersjach programu. Na przykład, aby uzyskać dostęp do menu poleceń dotyczących plików w wersji 2007, klika się przycisk z symbolem pakietu Office, a w późniejszych wersjach korzysta się z zakładki Plik. W różnych miejscach znajdują się także ważne menu Opcje i Właściwości. Zakładamy, że średnio zaawansowany użytkownik już sobie z tym radzi, skupiamy się więc na zasadach poprawnego przygotowania dokumentu. W razie potrzeby każde polecenie można znaleźć, korzystając z wbudowanej pomocy.

W nauczaniu systemów komputerowych można też, a nawet należy wykorzystać doświadczenia zdobyte przy nauczaniu języków obcych, dzięki którym tych języków uczymy się dziś kilkukrotnie szybciej niż dawniej. Otóż normalnie rozwinięty język etniczny (a więc polski, francuski, angielski, …) zawiera ponad 100 000 słów. Jednak aby takim językiem posługiwać się sprawnie w typowych codziennych sytuacjach, wystarczy znajomość zaledwie 1500 słów. Rzecz w tym, że nie dowolnych, ale najczęściej używanych. Kiedyś wtłaczano do głowy znacznie więcej słów, aby przy okazji objąć i te najpotrzebniejsze. Dziś dla większości rozwiniętych języków świata wiemy, które słowa należą do tej czołówki, możemy więc tworzyć bardzo efektywne programy nauczania. Drugi wniosek z naszych rozważań jest więc następujący:

Nie ucz od razu wszystkiego.
Zacznij od tego, co najpotrzebniejsze.

Tyle ogólnych obserwacji na początek. Aby zilustrować je w nieco swobodniejszym tonie, przytaczamy pewną niezupełnie zmyśloną historyjkę. Podręcznik inaczej

Podręcznik inaczej

Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, że po zakupieniu najaktualniejszej wersji aplikacji Abece, wyprodukowanej przez firmę aBECE zasiadasz do czytania dostarczonego Ci wraz z aplikacją podręcznika. Zasiadasz z poczuciem bezmiaru twojej indolencji, a jeżeli przekroczyłeś już czterdziesty rok życia, to też z poczuciem braku wszelkich szans na zmianę tej sytuacji. Nie raz wszak widziałeś dziecko sąsiada, które poruszało się myszą po ekranie z szybkością światła. Teraz jednak trzymasz w ręku podręcznik, który pozwoli ci odzyskać wiarę w siebie.

Dekadencki sposób myślenia autorów podręczników nauk ścisłych nie pozwala im do dziś na oderwanie się od utartego schematu, wg. którego najpierw dostarcza się wiedzę podstawową, a później techniczną. Na przykład, tradycyjny podręcznik kierowania samochodem napisany dla osób, które nie tylko nigdy nie widziały samochodu, ale też nie wiedzą czym jest droga, skrzyżowanie i rondo, rozpoczynałby się od wyjaśnienia, co to jest samochód i do czego służy. Następnie wyjaśniałby zasady przemieszczania się po drogach, dalej zasady kierowania samochodem, wreszcie opisywałby podstawowe mechanizmy samochodu i ich rolę. Nic mylniejszego nad taki sposób myślenia.

Autorzy podręcznika systemu Abece wyszli ze słusznego założenia, że zaczynać należy od początku oraz od rzeczy prostych. A od czego zaczyna użytkownik samochodu, który zamierza skorzystać ze swojego pojazdu? Oczywiście od otwarcia lewych przednich drzwi. Pierwszy rozdział podręcznika o numerze 1.1.1 nosi więc tytuł „Szybki Start — otwieranie lewych przednich drzwi” i zawiera skróconą procedurę postępowania składającą się z dwudziestu siedmiu punktów, która zaczyna się mniej więcej w taki oto sposób:

  1. Upewnij się, że stoisz na przeciwko lewych przednich drzwi twojego samochodu. Uwaga: w Anglii i kilku innych krajach (lista w Aneksie C) będziesz się upewniał, że stoisz na przeciwko prawych przednich drzwi. Jeżeli nie wiesz w jakim kraju się znajdujesz, zadzwoń do najbliższego przedstawiciela firmy aBECE.
  2. Ujmij kluczyk w prawą rękę tak, aby płaszczyzna jego brzeszczotu (więcej informacji na temat brzeszczota znajdziesz w rozdziale 7.2.5) pokrywała się z płaszczyzną dziurki zamka (więcej informacji na temat dziurki zamka znajdziesz w rozdziale 12.3.6).
  3. Wykonaj płynny wsuwruch kluczykiem i upewnij się, że wsunąłeś go w dziurkę zamka.
  4. Następnie ...

Dla twojej wygody autorzy podręcznika umieszczają na następnej stronie równie dokładną procedurę otwierania prawych przednich drzwi (nadal dla samochodów przeznaczonych dla ruchu prawostronnego; ruchowi lewostronnemu poświecono Aneks E) oraz odsyłają cię do dalszych rozdziałów podręcznika, gdybyś w sprawie otwierania lewych przednich drzwi zamierzał osiągnąć mistrzostwo. Dzięki temu stylowi, podręcznik, który mógłby zawierać sto stron, zawiera ich tysiąc (wszystko w cenie systemu!). Zważ, że dzięki temu od firmy aBECE otrzymujesz za swoje pieniądze ponad dziesięć razy więcej słów wiedzy, niż byś ich miał przy tradycyjnym potraktowaniu tematu.

Twój pierwszy kontakt z systemem

Oto więc przebrnąłeś przez pierwsze sto stron podręcznika, dzięki czemu upewniłeś się w przekonaniu, że jesteś beznadziejnym idiotą, człowiekiem, który nigdy nie osiągnie stopnia rozwoju dziecka sąsiada. aBECE daje Ci jednak niepowtarzalną szansę otarcia się o świat XXI wieku. Postanawiasz zatem podjąć próbę uruchomienia komputera. Oto jak ona wygląda w przełożeniu na nasz samochodowy przykład.

Zgodnie z instrukcją, podchodzisz do samochodu z lewej strony, przekonujesz się jednak, że nie ma tam niczego, co przypominałoby lewe przednie drzwi. Ponadto twój kluczyk jest okrągły, nie wiesz więc jak postąpić w sprawie płaszczyzny jego brzeszczota. Sięgasz zatem do Rozdziału 7.2.5, z którego dowiadujesz się, że „...brzeszczot to płaski wydłużony kawałek metalu (więcej informacji na temat metalu znajduje się w rozdziale 15.1.8) stosowany przez konstruktorów wielu urządzeń technicznych; brzeszczot klucza — patrz rozdział 1.1.1”.

Bogatszy o tę wiedzę, szukasz dalej, by na ostatniej stronie podręcznika znaleźć informację, że firma aBECE uruchomiła dla twojej wygody specjalny telefoniczny serwis pomocy. Popularność tego serwisu sprawia, że dodzwaniasz się do niego dopiero wieczorem. Przez inżyniera specjalistę zostajesz uprzejmie poinformowany, że ponieważ karoserię do twojego samochodu (produkcji firmy aBECE) instalował na podwoziu niezależny diler (przy okazji wzbogacasz swój angielski), to do niego należy się zwracać z wszelkimi reklamacjami. Uzyskujesz też dodatkową informację, że w wersji samochodu, którą posiadasz, drzwi nie zostały w ogóle zainstalowane, można je jednak „ściągnąć z Intersiatki” jako tzw. „uzupełnienie eksploatacyjne” (dilerzy niesprawiedliwie nazywają je „łatą”). To jednak właśnie zrobi dla ciebie twój diler. Inżynier uzupełnia swoją poradę dodając, że radzi ci też apgrejdować cztery koła, gdyż w twojej wersji użyto drewnianych opon osadzonych na gumowych felgach. W najnowszej wersji felgi wykonano z płyty gipsowej, a opony zastąpiono żelaznymi obręczami.

Uprzejmy diler, do którego dzwonisz dnia następnego, informuje cię, że twój interfejs może być niekompatybilny z kontrolerem busa, ponieważ jednak prowajder zabezpieczył linki do łebów (przed czym zabezpieczył? — pewno przed pożarem), to być może twoje drzwi da się zmapować na karoserię, a koła zasejfować na podwozie. Pocieszony w ten sposób, oddajesz samochód na tydzień do warsztatu, a gdy go odbierasz przekonujesz się, że zamontowano Ci prawe drzwi zamiast lewych (choć z lewej strony), ponieważ jednak przy tym montażu kierownica została przeniesiona za tylne siedzenie, a światła stopu na deskę rozdzielczą, przeprowadzoną korektę twojego zamówienia uznajesz za uzasadnioną i logiczną.

Podróż powrotna gratis

Skoro już odebrałeś samochód z warsztatu, postanawiasz odbyć pierwszą podróż. Nadarza się okazja, bo firma wysyła cię właśnie do ważnego kontrahenta na drugi koniec kraju. Podróż masz urozmaiconą odkrywaniem nie znanych ci jeszcze możliwości twojego samochodu. Na przykład, gdy skręcasz w lewo, włącza się automatycznie prawy kierunkowskaz, a gdy hamujesz — gasną światła. Te zjawiska świadczą, że twój samochód jest juzerfrendli (ponownie wzbogacasz swój angielski) oraz zorientowany na użytkownika (tym razem wzbogacasz polszczyznę). Prawdziwa niespodzianka czeka cię jednak, gdy z daleka widzisz już cel twojej podróży. Samochód zatrzymuje się dość gwałtownie na środku drogi, a na przedniej szybie ukazuje się następujący komunikat: „Błąd nr 629; nastąpiło przekroczenie zakresu. Jeżeli ten błąd będzie się powtarzał, zadzwoń do dilera”. Przekonujesz się jednocześnie, że choć silnik nadal pracuje, samochód nie reaguje już na manewry biegami i kierownicą. Masz jednak do dyspozycji guzik OK, który pojawił się na szybie wraz z komunikatem. Naciskasz go więc i w jednej chwili, bez jakiegokolwiek wysiłku z twojej strony, bez żadnych dodatkowych kosztów, ani zużycia paliwa, znajdujesz się w miejscu, z którego wyruszyłeś w podróż. Przeżyłeś piękną przygodę, a teraz dzięki pomysłowości inżynierów firmy aBECE, masz szansę przeżyć ją jeszcze raz.

Elżbieta Mączyńska, Gospodarka nadmiaru versus doktryna jakości

prof. dr hab. Elżbieta Mączyńska, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie.

Jedną z charakterystycznych cech współczesnej gospodarki i współczesnego świata jest swego rodzaju obsesja ilości z czym wiąże się bezrefleksyjny konsumpcjonizm, niesprzyjający dbałości o jakość pracy oraz jakość produkowanych i konsumowanych dóbr oraz usług. Towarzyszy temu kultura (czy raczej niekultura) jednorazowości. Dlatego też książka Doktryna jakości Andrzeja Blikle ma symptomy powiewu  świeżości.

To inne spojrzenie na gospodarkę  i model funkcjonowania przedsiębiorstw, na model pracy i życia ludzi. A. Blikle dowodzi, że można inaczej. Dowodzi na podstawie nie tylko – jak na profesora matematyki i ekonomistę przystało – starannych studiów literatury przedmiotu, ale przede wszystkim na podstawie własnych doświadczeń zdobywanych i w pracy naukowo-dydaktycznej, ale przede wszystkim poprzez praktykę gospodarczą. W świecie rządzonym obsesją ilości, nacechowanym kruchością, krótkotrwałością relacji międzyludzkich, w tym relacji przedsiębiorca–pracownik, A. Blikle stawia na trwałość tych relacji, kreatywność, odpowiedzialność, jakość pracy  i produkcji oraz etykę.

Doktryna jakości to nieczęsty na polskim rynku wydawniczym przypadek dzieła, którego autorem jest wybitny  naukowiec, z sukcesem prowadzący przez ponad dwie dekady działalność gospodarczą, co przyczyniło się do rozwoju firmy rodzinnej – znanej marki cukierniczej „A. Blikle”. Połączenie doświadczeń praktycznych z wiedzą teoretyczną dało rezultat, który może satysfakcjonować zarówno praktyków jak i teoretyków, a także wszystkich, którzy chcą poznać tajniki skutecznego, efektywnego zarządzania przedsiębiorstwem, czy też pogłębić wiedzę na ten temat. Autor w atrakcyjnej, przystępnej formie narracyjnej kompleksowo przedstawia zawiłości zarządzania przedsiębiorstwem, wskazując na źródła sukcesu, ale i na przyczyny oraz podłoże porażek. Przedstawia przy tym te kwestie w ujęciu interdyscyplinarnym, co sprzyja wnikliwości wywodów i pogłębionym refleksjom.

Charakterystyczny dla książki holizm wyraża się także w koncentrowaniu się A. Blikle nie tylko na kwestiach ekonomicznych, ale także społecznych i ekologicznych. Autor wskazuje przy tym na możliwości i potrzebę godzenia interesów gospodarczych ze społecznymi oraz z dbałością o dobro publiczne. Analizy na ten temat przedstawiane są z wykorzystaniem dorobku wielu, obok nauk ekonomicznych, dziedzin nauki, w tym matematyki, socjologii, psychologii, medycyny i in. Daje to kompleksowy obraz złożo-ności zarządzania przedsiębiorstwem – z uwzględnieniem jego bliższego i dalszego otoczenia.

Książka, mimo że bardzo obszerna (ponad 500 stron), to jednak nie ma w niej dłużyzn ani rozwlekłych, czy wręcz zbędnych wywodów, przytłaczających czytelnika. Tekst ilustrowany jest bowiem szeregiem przykładów z praktyki, a nawet ubarwiany anegdotami. Autor nie unika przy tym wykorzystywania popularnych w świecie biznesu (i nie tylko) określeń. Między innymi udowadnia, że możliwy jest system motywacyjny „bez kija i marchewki” i bez wyniszczającej rywalizacji typu „wyścig szczurów”. Autor wspiera swoje wywody odniesieniami nie tylko do interdyscyplinarnego dorobku naukowego, ale także do gospodarczych doświadczeń historycznych oraz do rozmaitych starszych i najnowszych modeli biznesu.

Wyraźna jest przy tym fascynacja rezerwami kreatywności i produktywności tkwiącymi w humanizacji pracy. Autor bowiem silnie eksponuje potencjał produktywności i kreatywności, tkwiący w worzeniu warunków i atmosfery pracy sprzyjającej eliminacji lęku przed przyszłością. Wykazuje, że taki lęk niszczy kreatywność. Nieprzypadkowo też A. Blikle nawiązuje do fordowskich zasad, w tym m.in. przestrogi, że wytwórczość i biznes nie polegają na kupowaniu tanio i sprzedaniu drogo. Przypomina, że Henry Ford, legendarny kreator rozwoju przemysłu samochodowego w USA, ponad zysk przedkładał służenie społeczeństwu.

Czytaj dalej...

Podkategorie

RSS